Faktycznie, spadek do 43,1 pkt oznacza, że PMI znalazł się najniżej od siedmiu lat, a niewiele brakuje, by spadł najniżej od... 10. No dobrze, ale skoro jest tak źle, to dlaczego niemiecki indeks DAX radzi sobie całkiem dobrze, od początku roku stopniowo odrabiając straty? Czy nie powinien raczej poddać się bessie, tak jak to było w 2008 roku? Analiza historyczna pozwala rozjaśnić sprawę. W przeszłości (ostatnie kilkanaście lat) PMI osunął się do tego poziomu dwukrotnie – najpierw na jesieni 2008 (już po upadku Lehman Brothers), potem w połowie 2012 roku (kryzys zadłużenia w strefie euro).
Na podstawie zachowania samego PMI ciężko zgadnąć, z którym z tych dwóch scenariuszy mamy do czynienia – czy zmierzamy wprost ku recesji, tak jak chcą „niedźwiedzie" (2008), czy raczej jesteśmy już o krok od końca zadyszki w niemieckiej gospodarce, jak siedem lat temu, gdy szef EBC Mario Draghi deklarował, że zrobi wszystko, by ratować euro (historia lubi się powtarzać...).
Natomiast jeśli uwzględnimy też zachowanie rynku akcji, to odpowiedź wydaje się jasna – niemiecka giełda zdaje się obstawiać scenariusz wyjścia z zadyszki. Zachowanie DAX-a zdecydowanie bardziej przypomina bowiem rok 2012 niż 2008. Jeśli ta diagnoza jest trafna, to w horyzoncie półrocznym–rocznym powinniśmy być świadkami pobicia przez DAX rekordu hossy (co nie wyklucza większych korekt po drodze). ¶