Początek czwartkowej sesji na warszawskiej giełdzie był łatwy do przewidzenia. Kolejny rekord na Wall Street w połączeniu z mocnymi wzrostami na parkietach azjatyckich były idealnym przepisem na wzrostowy początek dnia. Schody zaczęły się później.
WIG20 zaczął dzień z "wysokiego C". Już w pierwszych minutach handlu zyskiwał 0,7 proc. i wydawało się, że jest na dobrej drodze aby serię wzrostowych sesji z rzędu wydłużyć do czterech. Nic bardziej mylnego. Wystarczyła bowiem godzina handlu, a poranny optymizm wyparował. Najpierw indeks największych spółek naszego rynku zjechał w okolice poziomu zamknięcia z środy, a chwilę później był już pod kreską. Na rozgrzane głowy optymistów było to niczym zimny prysznic. Jakby tego było mało byki po tym ciosie nie miały ochoty się zrewanżować.
Postawa naszego rynku mogła zaskakiwać tym bardziej, że otoczenie nadal sprzyjało. Wzrosty notowała większość europejskich giełd. Na naszym parkiecie nie robiło to jednak większego wrażenia. Wyglądało to trochę tak, jakby inwestorzy po trzech dniach wzrostów postanowili zrealizować część zysków. Pytanie tylko dlaczego tak szybko?
W obliczu pustego kalendarza makroekonomicznego ostatnią nadzieją dla nas byli Amerykanie. Ci najwyraźniej już na dobre zapomnieli o koronawirusie, który przecież jeszcze niedawno siał postrach na rynku. Czwartkową sesję indeksy na Wall Street znowu zaczęły od wzrostów. Tym samym wskaźnik S&P500 nadal śrubował historyczny rekord. Jak się jednak okazało i to było za mało, aby przekonać inwestorów do zakupów akcji na warszawskiej giełdzie. Nasz rynek trwał więc w zawieszeniu już do końca notowań. Ostatecznie WIG20 stracił na wartości 0,5 proc. Nie jest to oczywiście jakieś mocne cofnięcie, ale biorąc pod uwagę to co się działo na innych rynkach, szkoda, że nie wykorzystana została szansa do podtrzymania wzrostowej serii. Pozostaje mieć nadzieję, że nie sprawdzi się stare powiedzenie mówiące o tym, że niewykorzystane szanse lubią się mścić.
Głównym hamulcowym w gronie największych spółek był PKN Orlen, którego akcje zostały przecenione o 3,6 proc. Na drugim biegunie znalazł się mBank, który zyskał 2,2 proc. Była to reakcje na wyniki finansowe firmy za IV kwartał.