Przyjrzyjmy się np. wskaźnikowi „cena do wartości księgowej" - oba indeksy utrzymują się obecnie na zbliżonym poziomie, nieco ponad 1,2. W historii GPW były one już tańsze, na przykład w okresie kryzysu finansowego w latach 2008-2009. Z kolei w szczycie hossy 2007 roku kosztowały kilkakrotnie więcej, przy wykorzystaniu tej samej miary czyli C/WK.
Żeby odpowiedzieć na pytanie o zasadność kupna, kluczowa jest prognoza nadchodzących wyników finansowych spółek w kontekście czynników z otoczenia rynkowego. Wywierają one - i będą wywierały - istotny wpływ na potencjalne decyzje inwestorów w kolejnych kwartałach. Naszym zdaniem stoimy dziś przed perspektywą powrotu do zysków z 2019 roku. Utrzymują się rekordowo niskie stopy procentowe, nie zachęcające do utrzymywania depozytów w bankach – co oznacza w praktyce, że lokaty nie chronią inwestorów od „strat" związanych z wysoką inflacją. Zaczyna być również dostrzegalny popyt ze strony PPK, aczkolwiek nieco poniżej oczekiwań, będący czynnikiem stałym i rosnącym w czasie. Na rynek powrócili – po trzech latach przerwy - inwestorzy indywidualni, co widać zarówno po ilości otwieranych rachunków maklerskich, jak i w statystykach GPW. Prawdopodobnie przyczyniły się do tego, paradoksalnie, lockdown oraz gwałtowna przecena na rynkach finansowych praktycznie wszystkich klas aktywów. Została ona odebrana przez inwestorów indywidualnych jako znakomita okazja do kupna polskich akcji po „promocyjnych cenach". Jako pierwsze „hossę" odczuły zwłaszcza spółki gamingowe i energii odnawialnej, które dynamicznie odrobiły marcowe spadki, a następnie zaczęły bić giełdowe rekordy. Choć wzrosty w tym segmencie były wyjątkowo mocne, to naszym zdaniem nie wyczerpały całego potencjału tych branż. W „drugim kroku" beneficjentami szybkiego i największego odrabiania strat po załamaniu marcowym okazały się - i są nadal - spółki małe i średnie. Ich wyceny są często poniżej dziesięciokrotności zysków rocznych, płacą też kilkuprocentowe dywidendy (za wyjątkiem obecnego roku, ze względu na niepewność co do rozwoju sytuacji w czasie pandemii). Rosną im sprzedaż i zyski, a sytuacja makroekonomiczna wydaje się być znacznie lepsza niż obawiano się w trakcie wiosennego szczytu zachorowań na COVID-19.
Można chyba obecną sytuację podsumować słowami „ jeszcze nie jest za późno". Oczywiście, żeby kupować.
Analizując inne potencjalne klasy aktywów, warto naszym zdaniem zwrócić uwagę na metale szlachetne, w szczególności złoto. Zarówno w średnim jak i dłuższym terminie inwestycja w fundusze z nim związane może być atrakcyjna, a równocześnie pełnić rolę dywersyfikującą dla funduszy akcyjnych. Co prawda od sierpnia królewski kruszec pozostaje w korekcie, jednak obecne poziomy – w okolicach 1900 USD za uncję - wypada potraktować jako swego rodzaju okazję do korzystnej cenowo inwestycji długoterminowej. Podkreślić należy kilka czynników, które będą sprzyjać wysokim cenom złota: po pierwsze utrzymującą się niepewność związaną z pandemią, na skutek której większe ryzyko skieruje popyt w segmenty bezpieczniejsze, po drugie ogromną skalę programów pomocowych, zalewających rynki nową gotówką, po trzecie coraz trudniejsze zarabianie na obligacjach w sytuacji zerowych stóp procentowych.
Reasumując, złota nie da się „dodrukować", jak czynią to prawie wszystkie banki centralne z poszczególnymi walutami. A zatem kruszec może znaleźć się w centrum zainteresowania inwestorów nawet w horyzoncie kilku najbliższych lat jako stanowiący „bezpieczną przystań" na trudne czasy.