Jednym z najlepszych obiektywnych barometrów apetytu na ryzyko jest naszym zdaniem spread na rynku obligacji korporacyjnych typu high yield (HY), czyli różnica ich rentowności względem papierów skarbowych. Spread ten utrzymuje się na poziomie najniższym od 2007 r. i jest o krok od spadku poniżej granicy 3 pkt proc. Dla porównania, w punkcie kulminacyjnym pandemicznej paniki spread zbliżył się do 11 pkt proc.
Z jednej strony skąpa premia za ryzyko pokazuje, że dla długoterminowego inwestora obecne wyceny na rynkach (nie tylko obligacji HY, lecz również blisko spokrewnionych z nimi akcji na Wall Street) trudno byłoby uznać za okazyjne. Warto podkreślić, że takie okazje zdarzają się średnio co kilka lat (2020, 2016, 2011, 2008, 2001–2002).
Ale z drugiej strony trudno też upierać, że obecna tendencja nie może być kontynuowana. Przykładowo w okolicach hossy giełdowej w połowie 2007 r. spread na rynku obligacji HY zawęził się w punkcie kulminacyjnym aż do 2,4 pkt proc. Podobne wartości osiągnął też przed wybuchem kryzysu azjatyckiego w 1997 r.
Wygląda więc na to, że choć apetyt na ryzyko na rynkach jest już mocno wyśrubowany, to jednak istnieje ciągle pewna przestrzeń do dalszej poprawy nastrojów.