Bogusław Stefaniak, Ipopema TFI: Nie wierzę, że stopy sięgną 7 proc.

Rynek obligacji przereagował, ale rozumiem, dlaczego tak się stało – przyznaje Bogusław Stefaniak, zarządzający funduszami Ipopemy TFI. Jego zdaniem obecna wycena obligacji skarbowych to dobra okazja dla inwestorów. Oferują wysoki kupon i szansę na wzrost ceny.

Publikacja: 13.04.2022 05:00

Bogusław Stefaniak, Ipopema TFI: Nie wierzę, że stopy sięgną 7 proc.

Foto: materiały prasowe

Nowy tydzień przynosi kontynuację wzrostu rentowności polskich obligacji skarbowych. Dla papierów dwuletnich jest to już około 6,70 proc., a dziesięcioletnich 6,30 proc. Poprzednio tak wysoko wskaźniki te były ponad dziesięć lat temu. Rynek wciąż nie ochłonął po zeszłotygodniowej decyzji RPP o podwyżce stóp o 100 pkt baz.?

Na przecenę obligacji skarbowych składa się dziś kilka rzeczy. Przede wszystkim NBP podkręca oczekiwania co do dalszych podwyżek stóp procentowych. Byliśmy przekonani, że ruch o 50–75 pkt baz. nie zrobiłby większego wrażenia na inwestorach. Nawet na podwyżkę o 1 pkt proc. rynek początkowo zareagował spokojnie, licząc być może na zapowiedź przerwy w cyklu. Na konferencji dzień po decyzji RPP prezes NBP brzmiał bardzo jastrzębio i tego również rynek się spodziewał. Jak zapowiedział, wysokie stopy procentowe mają się utrzymać dotąd, aż zacznie spadać inflacja. Dynamika cen powinna z kolei opadać dość szybko przy wysokich stopach.

Niepokój inwestorów wzbudziły jednak zapowiedzi kolejnych transferów pieniędzy i wsparcia osób z kredytami. Z jednej strony mamy więc zacieśnianie polityki monetarnej, a z drugiej dorzucanie pieniędzy do gospodarki. Do tego dochodzi niedawna obniżka podatków. Działania rządu są więc proinflacyjne. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że przyszły rok jest czasem wyborów, i rynek dziś oczekuje, że stopy procentowe będą znacznie wyżej niż obecnie i nie zatrzymają się na 5–5,5 proc. Moim zdaniem to jednak nie tłumaczy tak mocnej przeceny obligacji. Kontrakty FRA sugerują obecnie, że stopy wzrosną powyżej 7 proc., co przekracza możliwości NBP. Wyceny biorą się oczywiście z ryzyka, w tym wojny, jaka toczy się u naszych sąsiadów. Wojna w Ukrainie nie skończy się w ciągu kilku tygodni, jak jeszcze niedawno można się było spodziewać, lecz potrwa miesiące. Dodatkowo będziemy odchodzić od rosyjskich surowców – gazu i ropy – tak szybko, jak się da. To oznacza, że ceny tych surowców powinny utrzymać się na wysokich poziomach, co oczywiście będzie wpływać na inflację. Mamy kumulację negatywnych informacji, strachu, a w ostatnim czasie jeszcze braku kupujących na rynku długu. Cały czas mamy przepływ w jedną stronę, czyli wyprzedaż. Relatywnie małe kwoty powodują dużo silniejsze spadki cen i silniejszy wzrost rentowności. Nad Polską wisi ponadto ryzyko braku funduszy z UE, a przypomnijmy, że na początku kwietnia część inwestorów zaczęła rozgrywać scenariusz, że Polska dostanie w tej sprawie zielone światło.

Wspomniał pan, że NBP nie jest w stanie podwyższyć stóp do 7 proc., na co wskazują dzisiejsze wyceny na rynku długu. Dlaczego nie?

Nie wierzę, że NBP mógłby to zrobić, bo taki poziom stóp dosyć szybko doprowadziłby do ujemnego wzrostu gospodarczego i za chwilę trzeba by było ratować gospodarkę obniżkami stóp. Rozumiem jednak powody, dla których tak się dzieje. Rynek często przereagowuje, nie trafia w punkt. W 2014 r. analitycy bankowi prognozowali, że w 2015 r. nastąpi podwyżka stóp, tymczasem czekaliśmy na nią do 2021 r. Po drodze wydarzyła się masa innych rzeczy.

Stopy sięgną maksymalnie 6 proc., a od III kwartału będziemy mieć istotny spadek inflacji, poniżej 10 proc. W przyszłym roku inflacja powinna sięgać około 6 proc., więc w ciągu kolejnych dwóch bądź trzech lat będziemy mówić już o obniżkach stóp. Rynek przereagował, bo nie ma płynności, jest strach i są obawy o politykę rządu. Tak jak teraz rynek przereagował w jedną stronę, tak z czasem dojdzie do przereagowania w drugą stronę i wyprzedzania cyklu obniżek stóp procentowych.

Czy dzisiejsza sytuacja rynku długu w jakimś stopniu przypomina to, co działo się wiosną 2020 r.?

Nie. Wówczas na pewien czas rynek praktycznie stanął w miejscu. Dziś ceny obligacji przesuwają się w dół przy dość niskiej płynności, ale jest o wiele lepiej niż dwa lata temu. Moim zdaniem dziś jest naprawdę dobra szansa na zakup obligacji, które są bardziej płynne niż np. nieruchomość. Mając wolną gotówkę, kupowałbym obligacje skarbowe i korporacyjne. Obligacje skarbowe oferują bowiem wysoki kupon w postaci 6–7 proc. Do tego za dwa, trzy lata stopy procentowe mogą spaść do około 3 proc., czyli zyskamy jeszcze na wzroście ceny obligacji. Myślę, że warto się schylić po taką szansę. Niestety, wielu inwestorów działa odwrotnie, niż powinni. Przed rokiem wierzono, że fundusze dłużne nadal są w stanie zarabiać, a na rynek napłynęła masa kapitału. Klienci kupowali historyczne wyniki. Dziś uciekają i nie patrzą na możliwości, jakie daje rynek.

Fundusze inwestycyjne
Już bez szału popytu na fundusze dłużne
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Fundusze inwestycyjne
Mieszane perspektywy przed złotem
Fundusze inwestycyjne
USA pozostaną w hossie. W Polsce lepiej postawić na fundusz skarbowy
Fundusze inwestycyjne
Jesienią krajowe fundusze obligacji poderwały się do lotu
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Fundusze inwestycyjne
Jakub Głowacki, zarządzający Acer FIZ: Europa na krawędzi kryzysu
Fundusze inwestycyjne
Sektor TFI i klienci nie będą skłonni do większego ryzyka