Portfele akcji polskich lada dzień odrobią straty po Lehmanie

W momencie, kiedy to wydanie „Parkietu" trafi do czytelników, wycena jednostek uczestnictwa jednego z funduszy ma szansę przebić poziom ze szczytu hossy z 2007 r. Wkrótce mogą dołączyć kolejne.

Publikacja: 13.05.2017 14:00

Portfele akcji polskich lada dzień odrobią straty po Lehmanie

Foto: Fotolia

Stopy zwrotu najlepszych funduszy akcji polskich lada dzień, ewentualnie – tydzień, przestaną być ujemne, licząc od szczytu hossy, przyjętego na 6 lipca 2007 r.

Wyceny jednostek uczestnictwa najlepszych funduszy akcji dzielą dni, najwyżej tygodnie, od szczytu h

Wyceny jednostek uczestnictwa najlepszych funduszy akcji dzielą dni, najwyżej tygodnie, od szczytu hossy z 2007 r. Zestawiając wykresy ich notowań z WIG, widać, jaki jest wspólny mianownik tych produktów – są lepsze niż szeroki rynek akcji warszawskiej giełdy. A skoro tak, to ich zarządzający potrafią wybierać te spółki, których kursy rosną stosunkowo mocniej, i unikać tych, które zostają w tyle. Ci eksperci mówią jak jeden mąż: „nie gramy alokacją”. Znaczy to tyle, że nie próbują łapać rynkowych górek i dołków, nie zgadują, w którym kierunku będzie się poruszał rynek.

Foto: GG Parkiet

Gwoli ścisłości, jednemu z funduszy już się to udało. Mowa o NN SFIO Akcji 2, którego zysk w okresie od wspomnianej daty do 8 maja 2017 r. przekracza 4 proc. Postanowiliśmy go jednak pominąć w analizie – minimalna pierwsza wpłata do tego portfela wynosi 2 mln zł, w związku z czym jego rzeczywista opłata za zarządzanie to zaledwie 0,8 proc. – czterokrotnie mniej niż w funduszach akcji dla inwestorów detalicznych (opłaty za zarządzanie pomniejszają stopy zwrotu funduszy – im są niższe, tym więcej zysku zostaje dla inwestorów).

Nie bierzemy również pod uwagę strategii opartych na innych klasach aktywów niż polskie akcje – większość z nich już dawno odrobiła straty „po Lehmanie".

Zarządzający jest jak kolarz

Przyczyną niepowodzenia funduszy, którym nawet kolejna dekada nie wystarczy do osiągnięcia szczytów

Przyczyną niepowodzenia funduszy, którym nawet kolejna dekada nie wystarczy do osiągnięcia szczytów ostatniej hossy, jest nadmierna koncentracja portfeli na najmniej płynnych spółkach. – Przez długi czas specyfiką Investor Top 25 Małych Spółek i cechą odróżniającą go od innych produktów z grupy porównawczej była koncentracja portfela na małych spółkach, a te zachowywały się znacznie gorzej od firm średnich. Warto też pamiętać, że fundusz pod marką Investors funkcjonuje w praktyce od drugiego kwartału 2011 r. i w tym okresie wypracowany zysk jest wyższy od średniej – mówi Łukasz Hejak, zarządzający tym portfelem.

Foto: GG Parkiet

Z danych, które udostępniły nam Analizy Online, wynika, że PKO Akcji Małych i Średnich Spółek wystarczy zyskać 0,25 proc. (wg wycen z 8 maja), żeby jego uczestnicy mogli zapomnieć o kryzysie finansowym. Niewiele mniej muszą zarobić: Credit Agricole Akcyjny – 4,5 proc., Noble Fund Akcji i UniKorona Akcje – po 5,7 proc., oraz Skarbiec Małych i Średnich Spółek – 7,9 proc.

Przepaść pomiędzy wspomnianymi funduszami a tymi, którym do odrobienia zostało najwięcej, jest jednak ogromna. Pioneer Akcji Polskich, żeby odrobić dystans dzielący go od szczytu hossy, musiałby zarobić... niemal 190 proc.! Pioneer Małych i Średnich Spółek Rynku Polskiego – prawie 150 proc. Po 90–100 proc. do zarobienia mają Investor Top 25 Małych Spółek, Novo Akcji i MetLife Akcji. Można powiedzieć, że w przypadku inwestorów, którzy powierzyli im pieniądze niemal dziesięć lat temu, horyzont inwestycyjny wydłużył się do wieczności.

Rekord napływów do funduszy akcji przypadł na szczyt hossy. W 2007 r. do portfeli inwestujących na G

Rekord napływów do funduszy akcji przypadł na szczyt hossy. W 2007 r. do portfeli inwestujących na GPW wpłacono ponad 15 mld zł więcej, niż z nich wypłacono. Nigdy wcześniej ani nigdy później sprzedaż tego typu produktów nie była tak duża. Od 2008 r. do 2016 r. wycofano z nich niecałe 8,5 mld zł netto. Stąd już łatwo o wniosek, że przynajmniej część klientów, którzy zainwestowali w najgorszym możliwym momencie, nie zdecydowało się na realizację straty. Co zrobią, kiedy się okaże, że już odbudowali początkową nominalną wartość zainwestowanego kapitału?

Foto: GG Parkiet

Pomijając Łukasza Hejaka z Investors (to TFI przejęło zarządzanie otwartymi funduszami DWS dopiero w 2011 r.), wszyscy pozostali zarządzający, którym do odrobienia zostało najwięcej, odmówili komentarza, przekonując, że Lehman to już zamierzchła przeszłość. Ich koledzy, którym w minionej dekadzie powiodło się znacznie lepiej, są zgoła innego zdania. – Dziesięć lat to idealny okres, aby rzetelnie ocenić efektywność funduszu akcji. Przez ten czas fundusz musi jak najlepiej wykorzystywać okresy zwyżek na giełdzie, ale również mierzyć się ze spadkami i trendami bocznymi – przekonuje Ryszard Rusak, odpowiedzialny za UniKorona Akcje. – Patrząc z tej perspektywy, zarządzanie funduszem akcji można porównać do Tour de France. Kolarz nie musi wygrać każdego etapu, żeby zwyciężyć w całym wyścigu. Fundusz nie musi być co roku na szczycie zestawień, aby w horyzoncie kilku czy kilkunastu lat wypracowywać dla inwestorów ponadprzeciętne i wyróżniające się na tle rynku stopy zwrotu – porównuje.

A jaki dokładnie jest przepis na sukces? – Nasze podejście opiera się na trzech filarach – wyjaśnia Remigiusz Nawrat, wiceprezes PKO TFI. – Po pierwsze, aktywności działania, oznaczającej ciągłe analizowanie procesów zachodzących w gospodarce, polityce, w poszczególnych branżach, a także na poziomie pojedynczych spółek. Z jednej strony ma to prowadzić do ciągłego dostosowywania portfeli do zmieniającego się otoczenia gospodarczego i trendów na rynkach finansowych (tzw. podejście top-down), z drugiej strony – do ciągłej oceny akcji znajdujących się w portfelach oraz wyszukiwania nowych okazji (tzw. podejście bottom-up). Po drugie, ścisłej kontroli ryzyka funduszy – realizowanej przez niezależny departament zarządzania ryzykiem – mającej na celu weryfikację, czy poziom ryzyka funduszy jest zgodny z ich profilem i strategią. Po trzecie, dbanie o zapewnienie płynności zarządzanych funduszy – wymienia Nawrat.

Analiza danych o liczbie klientów TFI prowadzi do nieco innych wniosków niż trendy w sprzedaży netto

Analiza danych o liczbie klientów TFI prowadzi do nieco innych wniosków niż trendy w sprzedaży netto funduszy. Na jej podstawie można bowiem wywnioskować, że większość osób, które zdecydowały się na inwestycje w fundusze w latach 2006–2007, już zrezygnowały z usług powierników – dziś uczestników funduszy jest mniej więcej tyle co przed tamtą hossą. Problem w tym, że nie da się tych informacji zestawić z danymi o napływach – sprzedaż netto TFI publikują w rozbiciu na pojedyncze fundusze, liczby klientów – nie. Nie do końca wiadomo więc, czy w ostatnich latach rynek opuścili ci inwestorzy, którzy zarobili, czy ci, którzy stracili.

Foto: GG Parkiet

Nadmierna koncentracja portfela na mało płynnych spółkach (najczęściej tych o niewielkiej kapitalizacji) wywołuje najgłębsze straty w okresach zawirowań rynkowych. Ich odrobienie może się okazać później niemożliwe w dającym się przewidzieć terminie.

Inni, np. Tomasz Manowiec z Noble Funds TFI, i Karol Godyń ze Skarbca TFI, przyczyny sukcesu tłumaczą jednym słowem, nieco już wyświechtanym w branży zarządzania aktywami – selekcją. – Jeśli wyniki są dobre, to znaczy, że stawialiśmy ma dobre spółki, a odrzucaliśmy te słabe – przekonuje Godyń. – U nas odbywa się to na bazie analizy fundamentalnej i strategicznej. Najbardziej zwracamy uwagę na potencjał spółek generowania gotówki, perspektywy rozwoju oraz pozycjonowanie wobec konkurencji – dodaje Manowiec i zwraca uwagę, że choć jest już czwartą osobą zarządzającą funduszem Noble Fund Akcji od dekady, te zasady się nie zmieniły.

Kto nie zamknął pozycji?

Pytanie, czy powiernicy nie obawiają się odpływów z funduszy, kiedy już straty po Lehmanie zostaną odrobione. – Pewnie jest jakaś nieliczna grupa klientów, którzy nie dopuszczają możliwości zamknięcia transakcji ze stratą nominalną i jakaś mała kumulacja odpływów może mieć miejsce, ale nie spodziewałbym się niczego spektakularnego – odpowiada Godyń. – Liczba uczestników, którzy kupowali na samym szczycie i czekali do dziś, jest z pewnością bardzo mała, więc nie będzie to miało istotnego znaczenia dla funduszy – dodaje Manowiec. – Z uwagi na pozytywne nastawienie inwestorów do akcji oraz sprzyjające otoczenie gospodarcze w kolejnych miesiącach spodziewamy się napływów do naszych funduszy akcji – konkluduje Rusak.

[email protected]

Fundusze inwestycyjne
Nie wszystkie fundusze obligacji w tym roku zarabiają. Fundusze dłużne ze stratami
Fundusze inwestycyjne
Niedzielewski: stopy wyżej na dłużej i dalsze wzrosty akcji
Fundusze inwestycyjne
Światowe akcje zabłysnęły, ale krajowe wysoko od początku roku
Fundusze inwestycyjne
Fundusze: lipiec obligacji, akcji i papierów dłużnych
Fundusze inwestycyjne
Santander TFI bada nawyki inwestycyjne pokoleń
Fundusze inwestycyjne
Otwarcie na dialog, czekanie na konkretne działania