Koronawirus – słowo to jest odmieniane na rynku przez wszystkie możliwe przypadki. Nie ma się jednak co dziwić, skoro jego siła rażenia dotyka praktycznie wszystkich aktywów. Dał się we znaki giełdom, a także surowcom. Widać to chociażby na przykładzie ropy naftowej. W ciągu miesiąca cena czarnego złota spadła o blisko 20 proc. Za baryłkę ropy WTI trzeba obecnie płacić niecałe 52 USD. Baryłka ropy Brent jest natomiast poniżej 57 USD. Jak głębokie mogą być jeszcze spadki na tym rynku?
Byki w defensywie
– Głównym czynnikiem wpływającym na ceny ropy naftowej pozostaje chiński koronawirus, który ma coraz większe konsekwencje dla gospodarki Państwa Środka. Wiele chińskich miast zostało odciętych od międzynarodowego – a czasem i lokalnego – transportu, a handel niektórymi dobrami został sparaliżowany. To przełożyło się m.in. na ograniczenie działalności operacyjnej przez Sinopec, czyli kluczową firmę petrochemiczną w Chinach – tłumaczy Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. Tym samym argumenty popytowe całkowicie zostały zepchnięte na dalszy plan.
– Ropa zniwelowała wszystkie zyski odnotowane po decyzji OPEC+ z 6 grudnia w sprawie ograniczenia produkcji oraz po wzroście napięcia na Bliskim Wschodzie na początku stycznia. Przecenę przyspieszyła najprawdopodobniej redukcja zleceń przez fundusze hedgingowe – wskazują z kolei analitycy Saxo Banku.
Co z tym popytem
Statystyki ostatnich tygodni dla ropy naftowej, delikatnie rzecz ujmując, nie są najlepsze. Eksperci wskazują jednak, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Tego zdania są chociażby analitycy z Deutsche Banku, którzy wskazują, że chiński rynek na przestrzeni lat tak bardzo zyskał na znaczeniu, że spadek popytu z tej strony może być o wiele bardziej dotkliwy niż podczas epidemii SARS. – Wtedy popyt wynosił 5,7 mln baryłek dziennie, teraz jest 13,9 mln baryłek. Wstępne szacunki wskazują na jego spadek o 100 tys. baryłek, co zwiększyło nadpodaż do 1 mln baryłek. Oparte jest to na założeniu, że spadek zapotrzebowania związany z koronawirusem będzie ograniczony jedynie do I kwartału – wskazują przedstawiciele Deutsche Banku.
Eksperci Saxo Banku również każą zachować ostrożność.