Po miesiącu od debiutu ze sklepu Google Play pobrano jedynie od 100 do 500 aplikacji, bez których tester nie działa. Do tego trzeba doliczyć potencjalne zakupy użytkowniczek telefonów iPhone (na polskim rynku stanowią ok. 10 proc. wszystkich smartfonów) oraz 110 urządzeń sprzedanych ubezpieczycielowi. Można więc oszacować, że po czterech tygodniach zostało sprzedane nie więcej niż 1 tys. urządzeń. Porównując te dane do tegorocznego planu motywacyjnego dla zarządu, który szacował sprzedaż na poziomie 10 tys. sztuk, jest to wynik marny. Należy jednak wziąć pod uwagę kilka istotnych kwestii. Tester Brastera jest zupełnie nowym urządzeniem na rynku i trudno się spodziewać, by nad Wisłą, gdzie telemedycyna jest słabo rozwinięta, cieszył się od początku dużym zainteresowaniem.

– Liczymy na to, że w grudniu przed świętami odnotujemy duży wzrost sprzedaży. Dociera do nas wiele informacji, które świadczą o tym, że wiele kobiet chciałoby dostać nasze urządzenie jako prezent na święta – mówi Marcin Halicki, prezes Brastera. Do tej pory urządzenie można było kupić głównie w internecie. W najbliższych dniach będzie już dostępne w ok. 450 aptekach.

Od samego początku zarząd zaznaczał, że największe nadzieje wiąże z rynkami zachodnioeuropejskimi oraz rynkiem amerykańskim. – Chcemy jak najszybciej wejść na rynki europejskie. Prawdopodobnie na początku wejdziemy do któregoś z mniejszych państw. Możliwe, że będzie to Holandia lub Austria. Planujemy tam przeprowadzić sprzedaż pilotażową. Przed wejściem na duże rynki chcemy wyeliminować wszystkie potencjalne błędy. Od połowy 2017 r. chcielibyśmy się pojawiać w pięciu dużych europejskich krajach – mówi Halicki.