Kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni, czyli w październiku ubiegłego roku, zaraz po wyborach, byłeś dużym optymistą zarówno w stosunku do spółek z udziałem Skarbu Państwa, jak i innych firm. Jakie jest twoje nastawienie obecnie? Czy ta najłatwiejsza część hossy nie jest już za nami?
Pozostaję giełdowym bykiem. Uważam jednak, że zmieni się struktura obecnej hossy. Oznacza to, że jeśli chodzi np. o WIG20, to nie spodziewam się, abyśmy na koniec roku byli na jakichś dużo wyższych poziomach niż obecnie, ale zakładam, że hossa rozleje się szerzej na rynek. Kapitał trochę więc przesunie się z banków i spółek nastawionych na konsumenta na pozostałe sektory. To zresztą było już widoczne w maju i czerwcu. Przeciętni inwestorzy dopiero teraz będą mogli zobaczyć hossę, bo do tej pory była ona jednak skoncentrowana na dwóch branżach. Jeśli ktoś nie miał w portfelu spółek z tych branż, to nie doświadczył hossy.
Jakie argumenty przemawiają za kontynuacją hossy na GPW?
Przede wszystkim dalej jest tanio, i to jest najważniejszy argument. Kapitał, który płynie do Polski, też jest coraz większy. W ubiegłym roku udział kapitału zagranicznego w obrotach wynosił 67 proc. W tym roku, moim zdaniem, jest to już powyżej 70 proc. Sami inwestorzy zagraniczni wskazują, że nadal chcą zwiększać zaangażowanie na polskim rynku, chociaż brakuje im trochę dużych spółek. Dlatego też duże IPO, które szykują się pod koniec roku, będą wodą na młyn na to, aby inwestorzy zagraniczni zwiększali swoje zaangażowanie na rynku polskim. Dodatkowo cztery duże OFE, które miały sprzedawać akcje netto w tym roku, dzięki dywidendom z banków i innych branż wcale nie są sprzedającymi. Z każdej strony widać więc popyt, a nie podaż. Z racji jednak tego, że największe sektory, które mają największy udział w indeksach, już dały sowicie zarobić, teraz nadszedł czas na szukanie innych, dobrych jakościowo sektorów, które jeszcze nie skorzystały hossy.
Czy to oznacza, że jest szansa na pojawienie się większego strumienia kapitału również ze strony inwestorów indywidualnych czy to poprzez większe napływy do TFI, czy też w formie bezpośrednich inwestycji?
Pierwsze jaskółki zmian już mamy. W maju widzieliśmy ponad 200 mln zł napływów do funduszy akcyjnych. To największe napływy od dwóch lat. Co prawda pierwsze szacunki za czerwiec wskazują, że ten miesiąc tak dobry nie jest, ale rynki też się cofnęły, stąd też zawahanie klientów. Zakładam jednak, że napływy będą kontynuowane. Sprzyjać temu może też niepewność, która pojawiła się w stosunku do nieruchomości. To będzie wymuszało szukanie alternatyw. Spodziewam się, że skorzysta na tym nie tylko rynek akcji, ale także obligacji.
Po wyborach zaczęło zmieniać się nastawienie inwestorów do spółek z udziałem Skarbu Państwa. Dzisiaj zarządzający faktycznie patrzą na nie bardziej przychylnym okiem? Firmy te mogą nadrabiać wieloletnie zaległości?
Moim zdaniem jest to możliwe. Instytucje obserwują, co się dzieje w tych spółkach, i widzą, że zmiany idą w kierunku poprawy zasad ładu korporacyjnego. Widać to chociażby na przykładzie Orlenu, gdzie prezes zadeklarował dialog z akcjonariuszami Energi. W PKP Cargo też mamy próbę restrukturyzacji biznesu. Patrząc też na to, kto wchodzi do zarządów spółek, trzeba powiedzieć, że są to dobrzy jakościowo menedżerowie, którzy, jak się wydaje, mają mandat do tego, by przeprowadzić realny zmiany. Jeśli to się potwierdzi, to uważam, że spółki z udziałem Skarbu Państwa mogą sobie dobrze radzić w kolejnych miesiącach. Ich dyskonto do spółek prywatnych jest bowiem bardzo duże. W tych spółkach już tyle złego się wydarzyło, że wydaje się, że trudno jest o to, aby było jeszcze gorzej.