Z danych ogólnopolskich wiadomo, że lipiec przyniósł już zdecydowany spadek liczby mieszkań w uruchamianych przez deweloperów inwestycjach. Wcześniej, mimo pikującego popytu na kredyty i spadku sprzedaży, produkcja nie odbiegała od tego, co widzieliśmy w normalnych latach przed budowlanym szaleństwem z wiosny i lata ubiegłego roku. W lipcu ruszyła budowa niemal 8,4 tys. mieszkań, o 44 proc. mniej rok do roku i 47 proc. mniej miesiąc do miesiąca. Z danych cząstkowych widać wyraźnie, że hamowanie objęło wszystkie trzy warstwy rynku. W sześciu głównych aglomeracjach w lipcu ruszyła budowa 3,2 tys. mieszkań, o prawie 15 proc. mniej niż średnio w I półroczu – przy niskiej już bazie. W miastach na prawach powiatu rozpoczęła się budowa 1,72 tys. lokali, o niemal 40 proc. mniej niż średnio w ciągu pierwszych sześciu miesięcy. Ponad 35-proc. redukcja, do 3,45 tys. mieszkań, objęła pozostałe powiaty odpowiedzialne za boom w ostatnich latach.
Wystarczy spojrzeć na dane półroczne na tle analogicznych okresów lat przed pandemią w 2020 r. i boomem w 2021 r. W najmniejszych powiatach deweloperzy ruszyli z budową blisko 32 tys. lokali, o zaledwie 5 proc. mniej rok do roku i o... 85 proc. więcej niż średnia z lat 2017–2019. Co więcej, dla tej części rynku pierwotnego było to pod względem produkcji drugie w historii I półrocze.
W tym czasie w miastach na prawach powiatu deweloperzy rozpoczęli stawianie 17 tys. lokali, o ponad 31 proc. mniej rok do roku, ale i o ponad 9 proc. więcej niż w latach 2017–2019.
Z kolei w największych sześciu aglomeracjach ruszyła budowa 22,5 tys. lokali, o 22 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2021 r., który upłynął pod znakiem rekordowego popytu, a także o 23 proc. mniej niż w podobnych okresach lat 2017–2019.
Zdaniem ekspertów, wysoka podaż w I półroczu była utrzymywana sztucznie, bo firmy chciały zdążyć z odpaleniem projektów przed 1 lipca, czyli przed nowelizacją ustawy deweloperskiej podrażającą inwestycje i komplikującą formalności.