W lipcu produkcja budowlano-montażowa wzrosła o ponad 4 proc. rok do roku, ale ekonomiści spodziewali się ponad 6 proc. Ceny produkcji były wyższe o ponad 13 proc. rok do roku, ale dynamika miesiąc do miesiąca wyraźnie wyhamowała. Czy szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta? Co będzie dalej, mając na uwadze nadchodzące spowolnienie i ciężką zimę?
Dane na papierze wyglądają jeszcze całkiem przyzwoicie, budownictwo wciąż utrzymuje dodatnią dynamikę, ale to taka branża, gdzie zjawiska obserwowane teraz na statystyki przekładają się z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Już od maja, czerwca mamy potęgowanie niekorzystnych czynników wywołanych wojną w Ukrainie: to wyjątkowo wysokie ceny surowców, materiałów budowlanych, teraz mamy załamanie w mieszkaniówce.
Budownictwo zachowuje się całkiem dobrze dużą siłą rozpędu, ale te negatywne symptomy pozwalają przewidywać, że II półrocze będzie już wyraźnie słabsze. Będzie mniej rozpoczynanych budów, jest większe ryzyko inwestycyjne na rynku komercyjnym, inżynieryjnym, dalej nie jest rozwiązana kwestia waloryzacji kontraktów infrastrukturalnych. To sprawia, że rynek wyraźnie wyhamowuje.
Przeprowadziliśmy takie doroczne badanie koniunktury wśród dużych i małych firm budowlanych i wyniki są najgorsze od dekady. Koniunktura jest oceniana równie źle jak w 2012 r., kiedy rynek budowlany pogrążony był w kryzysie. To wszystko pozwala sądzić, że budownictwo przygotowuje się na nadejście cięższych czasów. Rok 2023 będzie już wyraźnie słabszy, jeśli chodzi o poziom produkcji budowlano-montażowej.