Damian Kaźmierczak, PZPB: Budownictwo w mocnych tarapatach

Sytuacja jest naprawdę nadzwyczajna. Wskaźnik wzrostu cen produkcji budowlano-montażowej przebił właśnie barierę 10 proc. rok do roku – to rekord – mówi Damian Kaźmierczak, główny ekonomista PZPB.

Publikacja: 22.04.2022 17:52

Gościem Adama Roguskiego był Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Bud

Gościem Adama Roguskiego był Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Foto: parkiet.com

„Polskie budownictwo weszło w okres najpoważniejszych perturbacji rynkowych od lat" – napisał pan w mediach społecznościowych. Brzmi bardzo poważnie.

Sytuacja w budownictwie jest bardzo trudna. Oczywiście, alarmistyczne głosy pojawiają się co jakiś czas, zwłaszcza w momentach rynkowych zawirowań i wzrostu niepewności, jak w latach 2017, 2019 czy tuż po wybuchu pandemii. Zapewniam, że obecnie sytuacja jest naprawdę bardzo poważna i wydaje mi się, że bez współpracy między wykonawcami, podwykonawcami, inwestorami prywatnymi i publicznymi trudno będzie znaleźć dobre rozwiązanie.

Trzy główne wyzwania to, po pierwsze, wojna w Ukrainie i wszystkie tego negatywne konsekwencje: odpływ ukraińskich pracowników z polskich budów, niedobór materiałów i kolejna już fala wzrostu cen. Po drugie, rosnące stopy procentowe. Po trzecie, schłodzenie inwestycyjne: inflacja i zawirowania geopolityczne zmniejszą skłonność inwestorów, zwłaszcza tych prywatnych, do rozpoczynania nowych projektów.

Jak wygląda rynek pracy? Nie jest tak, że wszyscy Ukraińcy wyjechali z Polski. Ukraina wprowadza jednak surowsze prawo w tym zakresie.

Od kilku lat liczba legalnie zatrudnionych pracowników z Ukrainy na polskich budowach to 352–370 tys. i szacujemy, na podstawie deklaracji firm budowlanych, że odpłynęło 20–30 proc. tych pracowników. Problem ten uderzył głównie w małe i średnie firmy budowlane, gdzie odsetek pracowników z Ukrainy od lat był bardzo wysoki. To na pewno w jakiś sposób będzie wpływać na tempo realizacji inwestycji w Polsce, opóźnienia są realne, jest jednak wciąż zbyt wcześnie, by oszacować skalę.

Co do wzrostu cen materiałów, o walce o waloryzację słyszało się zazwyczaj w kontekście relacji wykonawcy–publiczni zamawiający. Dziś presja jest na kontrakty z inwestorami prywatnymi. Słyszymy też o pomysłach, jakie nigdy się nie pojawiały – że klauzule indeksacyjne mogłyby się znaleźć w umowach deweloperów z klientami...

Sytuacja jest naprawdę nadzwyczajna. Według GUS już ponad 70 proc. firm budowlanych deklaruje, że koszty materiałów są poważną barierą rozwojową. Wskaźnik wzrostu cen produkcji budowlano-montażowej przebił właśnie barierę 10 proc. rok do roku – to rekord. Wyroby stalowe są droższe o 200–250 proc. niż w styczniu 2020 r., przed wybuchem pandemii. Paliwa 50–70 proc. Podrożało wszystko: materiały izolacyjne, asfalt, płyty OSB. Nigdy wcześniej wzrosty nie były tak duże i nie postępowały w takim tempie. To oczywiście efekt rekordowych cen surowców na rynkach światowych, ale też wysoki popyt, jaki utrzymywał się w latach 2020–2021 – dziś rynek budowlany działa siłą rozpędu. Wydatny udział w podwyżkach mają dystrybutorzy materiałów.

Giełdowi generalni wykonawcy to firmy największe, z wypchanymi portfelami zleceń. Czy one lepiej poradzą sobie z wyzwaniami?

Zawsze staram się podkreślać, że budownictwo nie jest jednorodne. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się małe i średnie spółki, zwłaszcza podwykonawcze, bo to one mierzą się w największym stopniu z odpływem pracowników, rekordowym wzrostem cen materiałów i spadkiem koniunktury inwestycyjnej. Potencjał przychodowy spada, koszty rosną – jeżeli miałbym upatrywać źródeł zawirowań w branży, to właśnie wśród spółek małych i średnich. W przypadku dużych firm sytuacja nie jest oczywista, wiele zależy od struktury portfela, dywersyfikacji, rodzaju zamawiających, stanu zaawansowania prac. Kontrakty pozyskane w latach 2019–2021 mogą być wyzwaniem, chyba że firmy zdążyły zgromadzić materiały przed wystrzałem cen.

Niedawno odbył się pierwszy Kongres Budownictwa Polskiego, którego byliście organizatorem. Branża sformułowała tam kilkanaście tez mających poprawić sytuację. Te tezy wybrzmiewają od lat: prawo zamówień publicznych do rewizji, udoskonalenie mechanizmów waloryzacji, zrównoważenie ryzyka między wykonawcę i zamawiającego, szybsze wydawanie pozwoleń, łatwiejsze zatrudnianie cudzoziemców. I nic się nie dzieje. Dlaczego?

To bardziej pytanie do decydentów. Część z tych postulatów jest uwzględniana przez stronę publiczną, ale wszelkie zmiany postępują zbyt wolno. Postulaty, które formułujemy, mają na celu nie dopuścić do tragicznych konsekwencji dla branży budowlanej, czyli m.in. fali upadłości, której ryzyko w mojej ocenie w ostatnich tygodniach wzrosło, szczególnie jeśli chodzi o małe i średnie firmy. Całe szczęście, że duże spółki wykonawcze lata 2020–2021 miały bardzo dobre i zgromadziły pewną poduszkę finansową. Zarządy tych firm znalazły się w bardzo trudnej sytuacji: jak konstruować oferty w okresie takich wahań cen materiałów, jak konstruować oferty lepsze niż konkurencja, kiedy kluczowym kryterium w zamówieniach publicznych jest wciąż najniższa cena. Co z umowami podpisanymi przed ostatnim skokiem cen, które stały się nierentowne przed wbiciem łopaty? Odstąpienie od umowy nie jest prostą decyzją, to są konsekwencje prawne i wizerunkowe. Nie spodziewam się, że firmy będą gremialnie zrywać kontrakty, ale potrzebna jest waloryzacja i pewna wrażliwość zamawiających.

Budownictwo
Erbud gotów na odbicie
Budownictwo
Grupa Echo stawia na segment living
Budownictwo
Echo po konferencji: trzy czwarte biznesu ma stanowić sektor living
Budownictwo
Echo wierzy w szeroko pojętą mieszkaniówkę
Budownictwo
Dla Lokum idą chude lata
Budownictwo
Lokum Deweloper chwali się wynikami i krytykuje system