Od kilku lat liczba legalnie zatrudnionych pracowników z Ukrainy na polskich budowach to 352–370 tys. i szacujemy, na podstawie deklaracji firm budowlanych, że odpłynęło 20–30 proc. tych pracowników. Problem ten uderzył głównie w małe i średnie firmy budowlane, gdzie odsetek pracowników z Ukrainy od lat był bardzo wysoki. To na pewno w jakiś sposób będzie wpływać na tempo realizacji inwestycji w Polsce, opóźnienia są realne, jest jednak wciąż zbyt wcześnie, by oszacować skalę.
Co do wzrostu cen materiałów, o walce o waloryzację słyszało się zazwyczaj w kontekście relacji wykonawcy–publiczni zamawiający. Dziś presja jest na kontrakty z inwestorami prywatnymi. Słyszymy też o pomysłach, jakie nigdy się nie pojawiały – że klauzule indeksacyjne mogłyby się znaleźć w umowach deweloperów z klientami...
Sytuacja jest naprawdę nadzwyczajna. Według GUS już ponad 70 proc. firm budowlanych deklaruje, że koszty materiałów są poważną barierą rozwojową. Wskaźnik wzrostu cen produkcji budowlano-montażowej przebił właśnie barierę 10 proc. rok do roku – to rekord. Wyroby stalowe są droższe o 200–250 proc. niż w styczniu 2020 r., przed wybuchem pandemii. Paliwa 50–70 proc. Podrożało wszystko: materiały izolacyjne, asfalt, płyty OSB. Nigdy wcześniej wzrosty nie były tak duże i nie postępowały w takim tempie. To oczywiście efekt rekordowych cen surowców na rynkach światowych, ale też wysoki popyt, jaki utrzymywał się w latach 2020–2021 – dziś rynek budowlany działa siłą rozpędu. Wydatny udział w podwyżkach mają dystrybutorzy materiałów.
Giełdowi generalni wykonawcy to firmy największe, z wypchanymi portfelami zleceń. Czy one lepiej poradzą sobie z wyzwaniami?
Zawsze staram się podkreślać, że budownictwo nie jest jednorodne. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się małe i średnie spółki, zwłaszcza podwykonawcze, bo to one mierzą się w największym stopniu z odpływem pracowników, rekordowym wzrostem cen materiałów i spadkiem koniunktury inwestycyjnej. Potencjał przychodowy spada, koszty rosną – jeżeli miałbym upatrywać źródeł zawirowań w branży, to właśnie wśród spółek małych i średnich. W przypadku dużych firm sytuacja nie jest oczywista, wiele zależy od struktury portfela, dywersyfikacji, rodzaju zamawiających, stanu zaawansowania prac. Kontrakty pozyskane w latach 2019–2021 mogą być wyzwaniem, chyba że firmy zdążyły zgromadzić materiały przed wystrzałem cen.
Niedawno odbył się pierwszy Kongres Budownictwa Polskiego, którego byliście organizatorem. Branża sformułowała tam kilkanaście tez mających poprawić sytuację. Te tezy wybrzmiewają od lat: prawo zamówień publicznych do rewizji, udoskonalenie mechanizmów waloryzacji, zrównoważenie ryzyka między wykonawcę i zamawiającego, szybsze wydawanie pozwoleń, łatwiejsze zatrudnianie cudzoziemców. I nic się nie dzieje. Dlaczego?