Hossa na rynku akcji deweloperów całkowicie straciła impet. Po tym jak obliczany przez nas nieważony indeks branżowy sięgnął szczytu w końcu sierpnia, rozpoczęła się męcząca konsolidacja, z której wskaźnik nie może wyrwać się do dziś.
[srodtytul]Wyczerpało się dotychczasowe paliwo[/srodtytul]
Jak w sferze fundamentalnej wytłumaczyć trwający od czterech miesięcy zastój notowań? W naszych analizach poświęconych sektorowi deweloperów konsekwentnie przywiązujemy wagę do tego, ile akcje kosztują w zestawieniu z wartością księgową spółek. Jest to o tyle uzasadnione, że to proste kryterium sprawdziło się jako sygnał ostrzegawczy przed ostatnią bessą (na jej początku deweloperzy byli wyceniani na rynku nawet ponad sześć razy wyżej, niż wynosiła ich wartość księgowa) i było zachętą do kupna walorów w końcowym etapie tej bessy (w lutym akcje deweloperów kosztowały zaledwie 44 proc. wartości księgowej). Wartość księgowa okazywała się więc do tej pory magnesem, który przyciągał notowania spółek.
Kryterium to pozwala też w dużym stopniu wytłumaczyć stabilizację kursów deweloperów trwającą od lata. Hossa zatrzymała się, kiedy wartość rynkowa naszego hipotetycznego portfela akcji deweloperów była o krok od zrównania się z wartością księgową po okresie trwającego niemal rok niedowartościowania (patrz wykres).
Skoro mamy już diagnozę sytuacji, to warto zastanowić się w tym kontekście nad możliwymi scenariuszami dalszego rozwoju wydarzeń. Scenariusz najbardziej pożądany przez posiadaczy akcji deweloperów to, rzecz jasna, zakończenie stabilizacji notowań wybiciem w górę i kontynuacja hossy. Z fundamentalnego punktu widzenia taki obrót spraw musiałby oznaczać wzrost wartości rynkowej naszego hipotetycznego portfela powyżej wartości księgowej. Akcje stałyby się przewartościowane według tego prostego kryterium po raz pierwszy od sierpnia 2008 r.