– Polski rząd sygnalizuje, że przeznaczy duże nakłady na inwestycje infrastrukturalne. Kluczowe będzie to, jak te projekty są przygotowane, jak będą wyglądać przetargi. Mamy pewne obawy. Jeszcze przed pandemią widzieliśmy opóźnienia w ogłaszaniu postępowań. A w tych, które zostały ogłoszone, budżety rozjeżdżały się z ofertami firm, co powodowało odwoływanie lub opóźnianie inwestycji – wskazuje prezes Jurka. – Dzisiaj wciąż problemem jest mechanizm wynagrodzenia. Mamy bardzo niepewne czasy i składanie ofert wiąże się z dużym ryzykiem, jeśli w umowie nie ma zapisów o waloryzacji kosztów. Doceniamy to, że GDDKiA uwzględnia waloryzację w kontraktach – to dobry sygnał wysyłany na rynek – podkreśla.

Zlecenia od publicznych zamawiających stanowią 40 proc. polskiego portfela, wartości Skanska CE jednak nie ujawnia. 60 proc. to kontrakty od prywatnych zamawiających, w tym 70–80 proc. od polskich spółek siostrzanych: dewelopera mieszkaniowego Skanska Residential oraz dewelopera biurowego Skanska Property Poland.

– Trudno dziś cokolwiek przewidywać, bo nikt nie wie, jak długo pandemia potrwa. W centralnej Europie prowadzimy dziewięć projektów, z tego sześć w Polsce, kolejne dwa, trzy przygotowujemy do uruchomienia – po decyzji spółki deweloperskiej, że to odpowiedni moment. Generalnie wierzymy, że Warszawa pozostanie mocnym rynkiem, niektóre miasta regionalne też – mówi Jurka. – Jeśli chodzi o mieszkaniówkę, spodziewałbym się, że w perspektywie trzech–czterech miesięcy popyt na nowe mieszkania będzie niski, ale później się zwiększy. Wierzymy, że perspektywy długoterminowe są pomyślne. Pytanie, kiedy rynek powróci do stanu sprzed kryzysu.

Notowany w Sztokholmie budowlano-deweloperski koncern Skanska działa w Skandynawii, Europie Centralnej, Wielkiej Brytanii i USA. W I kwartale br. miał 41 mld koron przychodów i 2,9 mld koron zysku operacyjnego. ar