W 2020 r. inwestorzy indywidualni odpowiadali za 25 proc. obrotów na rynku akcji. Czy ten wynik jest do powtórzenia w tym roku?
Pewnie wszyscy byśmy chcieli, aby ten wynik został powtórzony, a nawet przebity, ale uważam, że 25 proc. w tym roku jest wynikiem nieosiągalnym. Pierwsza fala inwestorów, która pojawiła się na rynku, charakteryzowała się większym apetytem na ryzyko. To, co obserwujemy teraz, to renesans obligacji Skarbu Państwa, coraz bardziej popularne produkty strukturyzowane, które zdejmują kapitał z GPW, a trzeba też pamiętać o tym, co dzieje się na rynku certyfikatów inwestycyjnych. Potrafią one zabezpieczyć kapitał, a z drugiej strony dają też ekspozycję na konkretne indeksy czy spółki. Uważam, że jeśli udział inwestorów indywidualnych w tym roku będzie wynosił 20–22 proc., to będzie to zadowalający wynik dla branży.
Zainteresowanie rynkiem to pochodna koniunktury na giełdzie, ale czy jako maklerzy jesteście w stanie zrobić coś, aby zatrzymać na niej inwestorów?
Z jednej strony oczywiście wpływ na zainteresowanie rynkiem mają czynniki niezależne od branży maklerskiej. Z drugiej strony trzeba też dostrzec inicjatywy podejmowane przez brokerów. Widzimy to chociażby po maklerskich kontach IKE i IKZE, które są aktywnie promowane, co przynosi efekty. Rozwijają się też narzędzia zdalne, które dają dostęp do rynków, czy też narzędzia wsparcia analitycznego.