Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, utworzony jesienią 2015 r. i zasilony przez banki kwotą 600 mln zł, nadal nie cieszy się popularnością. I to pomimo wejścia z początkiem tego roku mniej restrykcyjnych warunków niezbędnych do spełnienia przez klientów, by mogli skorzystać z pomocy.
Pierwotnie FWK miał pomagać głównie frankowiczom, ale korzystać z niego mogą wszyscy kredytobiorcy spłacający hipoteki. Fundusz obsługuje Bank Gospodarstwa Krajowego i z jego danych, udostępnionych „Parkietowi", wynika, że wykorzystanie środków wciąż jest bardzo małe. W styczniu zarejestrowano 17 umów o udzieleniu wsparcia na 832 tys. zł, w lutym 34 na 1,5 mln zł, w marcu 14 umów na 617 tys. zł. Pandemia nie przyniosła istotnego wzrostu – w kwietniu było 14 decyzji o wsparciu na 666 tys. zł, a w maju 18 na 816 tys. zł. Do 18 czerwca zawarto 21 umów na 951 tys. zł.
BGK odgrywa techniczną rolę w rozdysponowaniu środków z FWK. Banki komercyjne po otrzymaniu wniosków od swoich klientów sprawdzają, czy rzeczywiście wszystkie przesłanki określone w ustawie zostały spełnione. W przypadku pozytywnej weryfikacji pomoc jest udzielana bezwarunkowo, a samo wsparcie wypłacane jest przez BGK na rachunek przeznaczony do spłaty kredytu.
Ankietowane przez nas banki wskazują, że to nie restrykcyjne warunki dla klientów są powodem niewielkiego wykorzystania środków, ale brak zainteresowania. Informują, że liczba wniosków o wsparcie w ramach tego programu jest znikoma, nawet w największych bankach to kilka sztuk na miesiąc (dla porównania czynnych w Polsce jest 2,4 mln kredytów mieszkaniowych). Banki wskazują, że większość wnioskujących spełnia wymogi do udzielenia pomocy z FWK.
– Częściowo za niskie zainteresowanie tą pomocą odpowiada fakt, że klienci zdają sobie sprawę z konieczności zwrotu tych środków. To zniechęca ich do ubiegania się o wsparcie. Poza tym załamania na rynku pracy na razie nie ma, a do tego dochodzą wakacje kredytowe oferowane przez banki – mówi jeden z bankowców.