NBP zapowiedział gotowość do pomocy bankom w przewalutowaniu franków, ale pod pewnymi warunkami. Jak pan je ocenia?
Dobrze, że NBP włączył się do dyskusji z bankami, to poniekąd jego obowiązek. Ta „cena” za jego udział w tym procesie wydaje się wysoka. To m.in. przedstawienie informacji i danych przez banki, które mogą być teraz jeszcze niedostępne, ale przede wszystkim chodzi o punkt dotyczący kapitałów. NBP chce, aby banki odbudowały współczynniki wypłacalności do poziomów dzisiaj obecnych i żeby na czas odbudowy nie płaciły ani dywidend, ani wynagrodzenia zmiennego. To surowy warunek, szczególnie ten dotyczący współczynników wypłacalności. NBP nie poinformował o swojej roli: czy to będzie linia walutowa z Narodowym Bankiem Szwajcarii, czy wykorzystanie rezerw walutowych, co ma na myśli, mówiąc o „warunkach rynkowych”.
Rola NBP jest bardzo ważna, bo gdyby banki same zamykały pozycje walutowe, istniałoby ryzyko istotnego wpływu na kurs walutowy. Chodzi przecież o skup kilkudziesięciu mld zł waluty w krótkim czasie, więc bez wsparcia NBP banki mogłyby zacząć się ścigać, kto skupi pierwszy, ten zrobi to taniej, do tego mogą włączyć się do gry fundusze hedgingowe grające na spadek wartości złotego. Pamiętajmy też, że po drugiej stronie CIRS-ów, którymi banki częściowo finansują hipoteki frankowe, stoją banki inwestycyjne, które mają z kolei ekspozycję na polskie obligacje skarbowe. Zamykanie tych pozycji oznaczałoby sprzedaż tych papierów. Zatem z punktu widzenia NBP istnieje ryzyko zarówno dotyczące stopy procentowej, jak i kursu walutowego.
NBP żąda też, aby większość portfela frankowego została objęta ugodami i chce wyeliminowania ryzyka prawnego w skali sektora. Banki przyjmą warunki NBP?
Zgadzam się z kilkoma punktami, które NBP zawarł w swoim liście, m.in. z tym, że nie wszystkie banki dołączyły do grupy pracującej nad rozwiązaniem frankowym. NBP podkreślał też, że nie dostał konkretnych propozycji banków. Banki przez lata nie płaciły dywidend, zbudowały bardzo wysokie nadwyżki kapitałowe, mierzone są w miliardach złotych. Np. jeśli konwersja Millennium i mBank będzie kosztować odpowiednio do 5 mld zł i do 8 mld zł, nie będą musieli emitować akcji. Jeśli więc NBP żąda, aby po konwersji współczynniki kapitałowe odbudować do dzisiejszego poziomu, to bardzo duża cena. Posiadana przez te banki nadwyżka kapitałowa ma na celu pokrycie frankowego ryzyka, więc po przewalutowaniu ten bufor nie powinien być przez regulatora ponownie wymagany. Cena więc jest wysoka. Osobiście jestem sceptyczny, że bankom uda się wypracować rozwiązanie w sprawie ugód frankowych, większe nadzieje na rozwiązanie problemu wiążę z decyzją Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, która ma zostać opublikowana 25 marca. Banki deklarują, że analizują kwestię ugód, zapowiadają programy pilotażowe, później ma się odbyć walne zgromadzenie, a na końcu decyzja. Trudno sobie wyobrazić, że uda się zdążyć przed 25 marca.