Klienci coraz rzadziej odwiedzają tradycyjne placówki, bo wygodniej, szybciej i o dowolnej porze mogą wykonać niemal już wszystkie rodzaje operacji bankowych za pomocą smartfona czy komputera. Pandemia, przekładająca się na większą izolację społeczną w czasie lockdownów i na dalszą cyfryzację usług bankowych, tylko te trendy wzmocniła. Presję do zamykania oddziałów zwiększa też spadek rentowności branży po cięciu stóp procentowych – konieczne jest szukanie oszczędności, aby neutralizować słabsze przychody. W I półroczu tego roku liczba placówek w polskim sektorze bankowym spadła o 490, do 11,17 tys. na koniec czerwca. Od końca 2019 r., czyli przez półtora roku, ubyło ich już 1,74 tys. Od końca 2012 r. (wtedy KNF zmieniła sposób ujmowania tych danych) zlikwidowano netto 4,2 tys. bankowych lokali. Ubywa też zatrudnionych w bankach. Od początku tego roku do czerwca łączna liczba etatów w sektorze spadła o 3,44 tys., do 145,57 tys., przez ostatnie półtora roku zaś o 11,32 tys. Od końca 2010 r. ubyło już 31,35 tys. etatów. Widać jednak sporą różnicę w zmianach struktury zatrudnienia. O ile w centralach banków etatów w niektórych latach ostatnio nawet przybywało (co wynikało m.in. z konieczności zatrudniania większej liczby informatyków czy specjalistów od wymogów regulacyjnych), o tyle w oddziałach mocno ubywało (przez ponad dekadę prawie 41 tys.). Kurcząca się sieć i liczba etatów kontrastują z rosnącą skalą działania banków. Od końca 2010 r. aktywa urosły o 113 proc., a od końca 2019 r. – o 23 proc. MR