Po siedmiu miesiącach tego roku w polskim sektorze bankowym ubyło już 4,9 tys. etatów. Jeśli tempo nie wyhamuje, to w całym roku ubytek może sięgnąć 8,3 tys., czyli liczba zatrudnionych zmalałaby o 5,5 proc. Byłby to nowy niechlubny rekord. Dotychczasowy to 7,9 tys. z 2020 r., na co wpłynęła częściowo pandemia, ale to także skutek decyzji o rozpoczęciu zwolnień, także grupowych, podjętych już wcześniej.
Nie jest to nowy trend: od końca 2010 r. zniknęło 32,8 tys. etatów, co oznacza, że ubyło ich prawie 18 proc. Masowe cięcie zatrudnienia w bankowości kontrastuje z bardzo dobrą kondycją polskiego rynku pracy i wzrostem skali działania banków. W tym roku aktywa sektora rosną
o 9 proc., w 2020 r. zwiększyły się o 18 proc., a w 2019 r. o 6 proc. W efekcie wskaźnik pokazujący aktywa przypadające na jednego pracownika w polskich bankach wzrósł do najwyższych w historii poziomów
– w lipcu wyniósł 17,3 mln zł wobec 15,1 mln zł rok i 12,4 mln zł dwa lata temu (przed dekadą było to tylko 7 mln zł).
Aktywa wprawdzie rosną, ale rentowność banków jest pod presją już od paru lat ze względu na wysokie wymogi regulacyjne, kapitałowe i podatek bankowy. Do tego w 2020 r. doszło cięcie stóp procentowych, które uderzyło w wynik z odsetek, przez co przychody branży spadły i podniósł się wskaźnik kosztów do dochodów (o 6,5 pkt proc. do 58 proc.). To stworzyło dodatkowy bodziec do kolejnej fali zwolnień.