W maju, czerwcu, lipcu i sierpniu sprzedaż kredytów gotówkowych sięga po około 5,9 mld zł – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej. To poziomy dużo, bo po 40 proc., większe niż rok temu, co nie dziwi, biorąc pandemiczne ograniczenia. Wyniki te są jednak już niemal takie same jak w tym samym okresie 2019 r.
Popyt nie tak silny
Pod względem wartości sprzedaż gotówkowych kredytów wróciła więc do normy, ale liczba nowo zawieranych umów jest niższa o 10–15 proc. niż w przed pandemią i w ostatnich czterech miesiącach zawierano po około 300 tys. umów. To oznacza, że głównym motorem wzrostu wartości sprzedaży jest rosnąca średnia kwota udzielanego kredytu – w sierpniu było to 20,2 tys. zł, o 8 proc. więcej niż rok temu. To w dużej mierze efekt rosnących wynagrodzeń i niskich stóp procentowych, ale też najprawdopodobniej wydłużania okresu kredytowania (to umożliwia uzyskanie wyższego kredytu przy utrzymaniu tej samej miesięcznej raty).
– Choć w pierwszym okresie pandemii banki dość ostrożnie udzielały kredytów gotówkowych, w szczególności na wyższe kwoty, to już od początku tego roku widzimy odwrotne zjawisko. Teraz chętniej udzielają kredytów na wyższe kwoty. Sprzyjają temu zarówno niskie stopy procentowe, jak też ogólna poprawa nastrojów i po stronie konsumentów, i instytucji finansowych – komentuje prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.
Branża poluzowała zacieśnione w pandemii polityki kredytowe, co zwiększyło dostępność finansowania z banku. W przeprowadzonym w lipcu przez NBP kwartalnym badaniu sytuacji na rynku kredytów bankowcy w większości wskazywali, że zamierzają kontynuować łagodzenie kryteriów polityki kredytowej, a także prognozowali dalszy wzrost popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak liczba udzielanych kredytów gotówkowych sugeruje, że rynek nie jest jeszcze w pełni „rozmrożony". Być może częściowo za brak powrotu liczby nowych umów do czasów przedpandemicznych odpowiada też popyt: dane BIK z I półrocza pokazują, że miesięczna liczba trafiających do banków wniosków o te kredyty oscylowała wokół 500 tys., czyli nieco mniej niż w 2019 r. Poza tym jesienią 2020 r. i wiosną bieżącego roku w tej kategorii nie było widać wielkiego odbicia popytu (wskutek realizacji odroczonego popytu). Inaczej było w hipotekach: tu liczba składanych wniosków była wyższa o 20–30 proc. niż w 2019 r., oczekiwana kwota rosła nawet po ponad 40 proc.