Chociaż na razie trudno na tej podstawie wysnuć wniosek, że korekta zniżkowa dobiegła definitywnie końca (oscylator stochastyczny dopiero w poniedziałek dał krótkoterminowy sygnał sprzedaży), to widać jednak, że podaż nie jest tak agresywna i zdeterminowana, a popyt tak słaby, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Wtedy nieprzerwane zniżki potrafiły trwać nie tylko wiele dni, ale nawet wiele tygodni.

Odpowiedź na pytanie o dalsze losy rynku akcji w średnim terminie uzależniona jest od tego, w jaki sposób zinterpretujemy zwyżkę notowań trwającą od połowy lutego, w trakcie której WIG zyskał 33 proc. (licząc od dołka do ostatniego maksimum), i której korekta rozpoczęła się pod koniec ubiegłego tygodnia. Sposoby interpretacji są dwa i każdy z nich ma zwolenników. Pierwszy z nich (sceptyczny) zakłada, że cały ten ruch wzrostowy nie ma uzasadnienia fundamentalnego i jest wynikiem wyłącznie emocjonalnego odreagowania wcześniejszej niemal rekordowej przeceny. A skoro brak jest przekonującego uzasadnienia, to zwyżka jest skazana na zniwelowanie i test lutowego dna bessy. Taka interpretacja zakłada, że prędzej czy później rynkami na świecie znów będą trzęsły obawy o stan gospodarki.

Wydaje się, że taki sceptyczny sposób interpretacji wzrostów rozpoczętych w połowie lutego, staje się coraz mniej aktualny. Krok po kroku nadchodzą bowiem sygnały świadczące o tym, że kulminacja negatywnych zjawisk gospodarczych przypadła na I kwartał i że teraz następuje poprawa w stosunku do tego "benchmarku". Do opublikowanych w poniedziałek bardzo korzystnych danych o produkcji przemysłowej w marcu (spadek tylko o 2 proc. w ujęciu rocznym) dołączyły wczoraj informacje z kluczowej dla polskich eksporterów gospodarki niemieckiej. Obrazujący nastroje niemieckich finansistów indeks instytutu ZEW skoczył do 13 pkt, co jest poziomem najwyższym od połowy 2006 r.

Ze względu na ciągły napływ w ostatnich tygodniach tak pozytywnych doniesień makroekonomicznych (do których należy zaliczyć jeszcze odczyty wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu i wskaźnika wyprzedzającego OECD), alternatywą dla opisanego wcześniej sceptycznego sposobu interpretacji wydarzeń na giełdzie od połowy lutego, staje się zupełnie inne spojrzenie na relacje giełda/gospodarka. Według takiego alternatywnego ujęcia, ruch wzrostowy trwający od połowy lutego jak najbardziej ma fundamentalne uzasadnienie. Tym samym niekoniecznie jest skazany na zniwelowanie. Natomiast próby prowokowania wyprzedaży, takie jak w ostatnich dniach, są jedynie konsekwencją tego, że dotychczasowe tempo zwyżki było bardzo szybkie i jest trudne do utrzymania na dłuższą metę.