Podczas gdy w piątek WIG szykował się do ataku na szczyt z połowy kwietnia (28275 pkt na zamknięciu i 28647 pkt w trakcie sesji), to wczoraj kupujący nie zdołali już pójść za ciosem i przypieczętować tak bliskiego zwycięstwa. Być może spadek o 1,1 proc. nie jest szokujący, ale obrazuje problemy z kontynuacją krótkoterminowego trendu wzrostowego trwającego od połowy lutego. 10-sesyjne tempo zmian WIG-u jest już ujemne, podczas gdy w połowie kwietnia było bliskie +18 proc.Abstrahując od tego, jakimi czynnikami korektę próbują tłumaczyć serwisy informacyjne (które tym razem przyczyny powrotu "awersji do ryzyka" na świecie upatrują w... świńskiej grypie), warto zastanowić się nad tym, jakie konsekwencje może mieć owa korekta, jeśli zacznie nabierać impetu.
Kluczowe w tym kontekście jest to, że nie ma już wątpliwości co do tego, że rozpoczęta w lutym zwyżka ma oparcie w poprawie czynników fundamentalnych. Pisałem już o wyraźnym odbiciu wskaźników, takich jak PMI czy wskaźnik wyprzedzający koniunktury OECD, które historycznie zawsze były mocno skorelowane z rynkiem akcji. Wczoraj doszły do tego dane o sprzedaży detalicznej w marcu. W sytuacji gdy roczny spadek sprzedaży wynosi 0,8 proc., trudno w ogóle mówić o szalejącym kryzysie.
Problem nie polega więc na tym, że rozpoczęta w lutym zwyżka nie ma oparcia w fundamentach (bo ma), lecz raczej na tym, że inwestorzy bardzo szybko (zbyt szybko?) konsumowali owoce poprawiających się perspektyw gospodarczych. Przy takim założeniu ewentualna silna korekta spadkowa w najbliższym czasie wcale nie musiałaby być argumentem za pozbyciem się akcji dla inwestorów kierujących się analizą fundamentalną. Spadek kursów przy sprzyjających czynnikach fundamentalnych byłby wręcz zachętą do akumulowania niezwykle atrakcyjnych pod względem wycen akcji.
Wniosek ten niekoniecznie jest słuszny dla inwestorów posługujących się analizą techniczną, przy czym w pewnym uproszczeniu podzielić ich można na dwie grupy. Część zwolenników analizy technicznej pozostaje poza rynkiem, ponieważ czeka na kluczowy sygnał zmiany długoterminowego trendu, jakim byłoby sforsowanie strefy oporu 28 942-29 600 pkt (składają się na nią szczyty ze stycznia oraz z początku listopada 2008 r., a także linia trendu spadkowego wybiegająca z maksimum z października 2007 r.). Z ich punktu widzenia korekta spadkowa nie miałaby żadnego znaczenia, nie licząc tego, że oddaliłaby w czasie atak na poziom oporu.
Z kolei dla graczy reagujących na szybsze sygnały i już obecnych na rynku korekta spadkowa będzie sygnałem do realizacji zysków, o ile?nabierze odpowiedniego impetu. Stwierdzenie, kiedy impet będzie wystarczająco duży, jest oczywiście odwiecznym problemem. Być może warto będzie monitorować np. średnią kroczącą z 20 sesji (obecnie przebiega ona na wysokości niespełna 26,7 tys. pkt).