Sześć powodów, dla których kursy będą wyżej w perspektywie roku

Tylko ponowne nagłe załamanie w światowej gospodarce byłoby w stanie przekreślić czynniki fundamentalne i techniczne, które podobnie jak w przeszłości, sprzyjają utrzymaniu trendu wzrostowego w perspektywie kilkunastu miesięcy

Publikacja: 09.05.2009 01:07

Sześć powodów, dla których kursy będą wyżej w perspektywie roku

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Mimo że ostatnio zwyżka cen akcji straciła impet, a nad warszawskim parkietem zawisło widmo korekty, to coraz więcej czynników sugeruje, że ta potencjalna korekta wcale nie musi przekreślić dokonań ostatnich miesięcy.

Coraz bardziej oczywiste staje się, że zarówno światowa – jak i polska – gospodarka mocno odbija się od dna. Skok wskaźnika PMI dla przemysłu i sektora usług strefy euro oraz ISM dla sektora usług w USA, wzrost zamówień w niemieckim przemyśle, coraz mniejszy ubytek miejsc pracy za oceanem – to informacje, które w minionym tygodniu znacznie wydłużyły listę doniesień świadczących o przełomie.

Pozytywnego wydźwięku tych danych nie zdołały zagłuszyć najnowsze prognozy Komisji Europejskiej, która wróży Polsce płytką recesję w tym roku. Spóźniony pesymizm urzędników (jeszcze w styczniu KE zapowiadała wzrost PKB) nie musi być złym sygnałem dla inwestorów – prognozy ekonomistów rzadko wyprzedzają wydarzenia na giełdzie.

[srodtytul]Światowa gospodarka odbija się od dna[/srodtytul]

Można spekulować na temat tego, na ile udało się opanować dramatyczną sytuację w amerykańskim sektorze bankowym (ostatnio znany z tego, że przewidział kryzys finansowy w USA, profesor Nouriel Roubini przekonywał, że najgorsze nie jest za nami), ale trudno dyskutować z wyraźnymi sygnałami stabilizacji w tamtejszej gospodarce. Wystarczy wspomnieć o kwietniowym skoku wskaźników ISM dla sektora usług (do 43,7 pkt) i przemysłu (40,1 pkt).

Skoncentrujmy się na tym drugim parametrze. Sprawdźmy, co w przeszłości działo się z tym wskaźnikiem, a także rynkiem akcji po tym, gdy powrócił on powyżej 39 pkt (tak jak obecnie). W ostatnich 50 latach wydarzenie takie miało dotąd miejsce pięć razy (w listopadzie 1970, maju 1975, sierpniu 1980, październiku 1982 oraz marcu 1991). W ciągu kolejnych 12 miesięcy ISM Manufacturing sięgnął od 54,9 (w najgorszym przypadku) do nawet 61,5 (w najlepszym). W tym samym czasie zwyżka S&P 500 wyniosła od 11 do 26 proc. (wszystkie liczby dotyczą nie końca okresu 12 miesięcy, lecz maksymalnych poziomów w trakcie tego okresu).

[srodtytul]PMI – duży potencjał poprawy[/srodtytul]

To, że wskaźniki gospodarcze spadły w trakcie eskalacji kryzysu finansowego na świecie do skrajnie niskich poziomów, może być traktowane również jako szansa dla inwestorów giełdowych. Zasada jest prosta – z im niższego poziomu podnosi się gospodarka, tym większy jest potencjał w stosunku do poziomu, jaki można uznać za normę. Kryzys to nie tylko straty – to także okazje inwestycyjne. Zobrazujmy to za pomocą wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu (jego zmiany są mocno skorelowane z indeksem WIG), który jest odpowiednikiem amerykańskiego ISM Manufacturing. Kwietniowa wartość PMI (42,1 pkt), choć wyraźnie wyższa w porównaniu z grudniowym dołkiem (38,3), i tak jest ciągle anormalnie niska.

Nie tylko w zestawieniu ze średnim poziomem z ostatnich 10 lat (około 50), ale nawet z dołkami koniunktury w grudniu 1998 (46,3) i czerwcu 2001 (44,1). Nie mówiąc już o okresach boomu (w maju 2004 r. PMI przekroczył 55). Dane historyczne całkowicie przeczą przy tym tezie, jakoby z inwestycjami w akcje należało poczekać do momentu, gdy PMI przekroczy poziom 50, który uznawany jest umownie za granicę między recesją i boomem w przemyśle. W przeszłości wydarzenie takie sygnalizowało raczej schyłkowy okres hossy.

[srodtytul]Przebita linia trendu spadkowego[/srodtytul]

Z punktu widzenia zwolenników analizy technicznej, trudno byłoby zignorować wydarzenia minionego tygodnia. Przebicie przez WIG szczytów ze stycznia (28942 pkt według dziennego maksimum) i listopada ub. r. (29 600 pkt) oraz linii trendu spadkowego wybiegającej ze szczytu z października 2007 r., a także „okrągłego” poziomu 30 tys. pkt – to sygnały przełomu. I nie chodzi tu o przełom w skali paru czy nawet kilkunastu tygodni. Pojawiły się podstawy, by mówić o końcu całej bessy. Niestety, analiza techniczna, choć daje pogląd na przybliżony kierunek zmian cen akcji w perspektywie kilkunastu miesięcy, to nie daje odpowiedzi na pytanie, jakie będzie tempo i zasięg zwyżki.

Jeśli popatrzymy na koniec poprzedniej bessy, to jasne staje się, że na drodze do zdecydowanie wyższych cen akcji stanąć może głęboka korekta spadkowa. Po przebiciu linii trendu spadkowego (podobnej do tej przebitej w minionym tygodniu) w listopadzie 2001 r., WIG zyskał jeszcze około 15 proc., po czym cofnął się aż o jedną czwartą, sprawiając wrażenie jakby wracała bessa. Ostatecznie okazało się, że była to jedynie faza przejściowa między bessą a hossą, która na dobre rozpoczęła się dopiero w II kwartale 2003 r. Okres szerokiej konsolidacji to scenariusz, którego nie da się wykluczyć i w drugiej połowie tego roku.

[srodtytul]Niezawodny oscylator[/srodtytul]

Jeśli zapomnimy na chwilę o krótkoterminowych wahaniach notowań i przyjrzymy się wykresowi WIG-u w skali miesięcznej, a nie dziennej, to wygląda na to, że poprawa nastrojów dopiero się zaczyna, a nie kończy. Do wniosku takiego można dojść, analizując odczyty oscylatora stochastycznego (15-miesięcznego). Wyjście tego wskaźnika ze strefy wyprzedania to poważny długoterminowy sygnał kupna. Od początku historii warszawskiej giełdy zawsze była to niezawodna oznaka przełomu.

Wyjście oscylatora ze strefy wyprzedania w lipcu 1995, listopadzie 1998 oraz listopadzie 2001 r. trafnie zapowiadało trwającą przynajmniej kilkanaście miesięcy poprawę nastrojów. Co ciekawe, sygnały te pokrywały się z sięgnięciem dna w podobnym czasie przez wspomniany wcześniej wskaźnik PMI dla przemysłu. Na marginesie, to przeczy pojawiającej się niekiedy tezie mówiącej, że analiza techniczna wysyła sygnały sprzeczne z wnioskami płynącymi z analizy fundamentalnej.

[srodtytul]Wyceny spółek nadal bardzo niskie[/srodtytul]

Wskaźniki wyceny akcji to czynnik, który sam w sobie nie jest w stanie odmienić koniunktury giełdowej (papiery nie tanieją tylko dlatego, że są drogie, ani nie drożeją tylko dlatego, że są tanie), ale kiedy zmieniają się warunki makroekonomiczne, czynnik ten decyduje o sile reakcji kursów. Coraz bardziej widoczna w ostatnich tygodniach poprawa sytuacji fundamentalnej oraz wciąż skrajnie niskie wyceny spółek – to kombinacja, która stanowić powinna energetyczne paliwo do wzrostu kursów. Średnia ważona wskaźnika cena/wartość księgowa dla firm z WIG-u wynosi jedynie 1,15 (według danych Bloomberga), podczas gdy mediana dla ostatnich 8 lat to 1,75. U szczytu hossy C/WK przekraczał nawet 3.

[srodtytul]Do nadmiernego optymizmu na rynku wciąż daleko[/srodtytul]

Nastroje na giełdach można traktować jako tzw. wskaźnik kontrariański. Im są one gorsze, tym większe są szanse na to, że koniunktura giełdowa sięga dna, a im są lepsze, tym większe jest ryzyko ich załamania. Jedną z miar nastrojów jest opracowywany przez Amerykańskie Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (AAII) wskaźnik US Investor Sentiment Bearish Readings, obrazujący skalę pesymizmu (wskaźnik bazuje na ankietach zawierających pytanie „jaki będzie kierunek zmian kursów w następnych 6 miesiącach?”). Najnowszy odczyt wskaźnika AAII (33,3) może być traktowany jako niski w skali ostatnich kilku miesięcy (ostatnio tak mały pesymizm zanotowano na początku listopada ub. r.).

To być może zapowiedź solidnej korekty. Jeśli jednak analizą obejmiemy okres znacznie dłuższy niż parę miesięcy, to okazuje się, że pesymizm na rynku wciąż jest relatywnie bardzo duży. Przykładowo: u schyłku pierwszej fali ostatniej hossy w styczniu 2004 r. odsetek niedźwiedzi wynosił zaledwie 10, czyli wynosił zaledwie jedną trzecią tego, co obecnie. Pogląd na sprawę można wyrobić sobie, obliczając np. 20-tygodniową średnią ze wskaźnika. Średnia ta wciąż przekracza 45 i jest niewiele niższa od ubiegłorocznego szczytu pesymizmu (50).

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?