Mimo że ostatnio zwyżka cen akcji straciła impet, a nad warszawskim parkietem zawisło widmo korekty, to coraz więcej czynników sugeruje, że ta potencjalna korekta wcale nie musi przekreślić dokonań ostatnich miesięcy.
Coraz bardziej oczywiste staje się, że zarówno światowa – jak i polska – gospodarka mocno odbija się od dna. Skok wskaźnika PMI dla przemysłu i sektora usług strefy euro oraz ISM dla sektora usług w USA, wzrost zamówień w niemieckim przemyśle, coraz mniejszy ubytek miejsc pracy za oceanem – to informacje, które w minionym tygodniu znacznie wydłużyły listę doniesień świadczących o przełomie.
Pozytywnego wydźwięku tych danych nie zdołały zagłuszyć najnowsze prognozy Komisji Europejskiej, która wróży Polsce płytką recesję w tym roku. Spóźniony pesymizm urzędników (jeszcze w styczniu KE zapowiadała wzrost PKB) nie musi być złym sygnałem dla inwestorów – prognozy ekonomistów rzadko wyprzedzają wydarzenia na giełdzie.
[srodtytul]Światowa gospodarka odbija się od dna[/srodtytul]
Można spekulować na temat tego, na ile udało się opanować dramatyczną sytuację w amerykańskim sektorze bankowym (ostatnio znany z tego, że przewidział kryzys finansowy w USA, profesor Nouriel Roubini przekonywał, że najgorsze nie jest za nami), ale trudno dyskutować z wyraźnymi sygnałami stabilizacji w tamtejszej gospodarce. Wystarczy wspomnieć o kwietniowym skoku wskaźników ISM dla sektora usług (do 43,7 pkt) i przemysłu (40,1 pkt).