Można więc spodziewać się, że inwestorzy skorygują swoje oczekiwania pod naporem ambiwalentnych danych, a w ślad za tym rentowność obligacji wróci do poziomu właściwego w obecnej fazie cyklu koniunkturalnego. – W tej mierze, w jakiej rentowność obligacji poszła w górę w związku ze wzrostem zaufania do gospodarki, najlepszą odpowiedzią ze strony Fed byłby brak jakichkolwiek działań – powiedział szef nowojorskiego Banku Rezerw William Dudley. Bez wątpienia byłaby to dla amerykańskich władz pieniężnych wymarzona sytuacja. Działając na podstawie którejkolwiek z pozostałych interpretacji przeceny 10-latek Fed ryzykuje bowiem, że tak jak w marcu, a wcześniej za kadencji Greenspana, podjęte działania nie przyniosą pożądanych skutków. Mogłoby to oznaczać, że Rezerwa Federalna nie kontroluje długoterminowych rynkowych stóp procentowych.
[ramka][b]Brian Fabbri - główny ekonomista Amerykański, BNP Paribas, Nowy Jork
Wahnięcia rynku są zbyt mocne[/b]
Najważniejszy czynnik, który wypchnął w górę rentowność obligacji, to „zielone pędy” ożywienia gospodarczego. Rynki finansowe wierzą, że gospodarka wydostanie się wkrótce z recesji i rozpocznie się jej odrodzenie. Do niedawna rentowność dziesięciolatek była nienaturalnie zaniżona, bo wszyscy chcieli ulokować pieniądze w najbezpieczniejsze aktywa. W tym roku znienacka skłonność do ryzyka powróciła. Kapitał zaczął uciekać z obligacji, zbliżając ich rentowność do normalnego poziomu. Rynki jednak zawsze poruszają się za daleko w każdym kierunku. Jeszcze niedawno, gdy inwestorzy nie chcieli kupować nic oprócz obligacji, rentowność dziesięciolatek wynosiła 2,4 proc. i była przypuszczalnie zbyt niska. Tak, jakby oczekiwano, że światowa gospodarka wpadnie w depresję. Gdy dowiedzieliśmy się, że gospodarka w depresji nie jest, rentowność musiała wzrosnąć. „Zielone pędy” ożywienia wypchnęły ją jeszcze wyżej. W rezultacie, znaleźliśmy się nagle w sytuacji, w której rentowność dziesięciolatek sięga 4 proc. To oczywiście za dużo. Ruch był zbyt szybki jak na te dane o stanie gospodarki, które dotąd mieliśmy. Emocje jednak wygasają. W tym tygodniu rentowność obligacji spadła nawet do 3,6 proc. Różnica między rentownością obligacji dziesięcioletnich i dwuletnich może oznaczać, że czeka nas inflacja. Ale można też spojrzeć na nią inaczej i powiedzieć, że będzie wzrost gospodarczy. Nachylenie krzywej rentowności jest zasadniczo prognostykiem koniunktury, a gdy staje się bardziej stroma, oznacza to, że ludzie prognozują wzrost gospodarczy. Ja jednak spodziewam się w 2010 r. deflacji. Uważam więc, że krzywa ulegnie spłaszczeniu. Opinię, że Fed wkrótce podniesie stopy procentowe, uważam za śmieszną.
[b]Roger M. Kubarych - główny ekonomista Amerykański, Unicredit Global Research, Nowy Jork
Kredyty hipoteczne nie są za drogie[/b]
Sytuacja na rynku obligacji skarbu USA to mieszanka krótkoterminowych oczekiwań i długoterminowych obaw. Inwestorzy, którzy niedawno obawiali się deflacji i długotrwałej recesji, teraz są zdania, że nie ma takiego zagrożenia. To zwróciło uwagę na długoterminowe perspektywy olbrzymiego deficytu budżetowego. Te czynniki oddziałały na rentowność obligacji długoterminowych. Według mnie, będzie się ona w najbliższych miesiącach poruszać w paśmie 3,25–4 proc. Nawet gdyby oddziałało to jakoś na oprocentowanie kredytów hipotecznych, będzie to miało znaczenie tylko wtedy, gdy ustabilizują się ceny nieruchomości. Jeśli to nie nastąpi, niezależnie od oprocentowania kredytów i tak nikt nie będzie kupował domów. Zresztą, nawet jeśli rentowność obligacji skoczyła o 1 pkt proc., nadal kredyty byłyby przystępne. Fed nie musi więc na tą sytuację reagować. Już to zresztą zrobił, kupując za biliony dolarów papiery zabezpieczone kredytami itp. Dzięki tym działaniom oprocentowanie kredytów jest niskie nawet po skoku rentowności obligacji. Nie sądzę, aby ktokolwiek z Fed uważał, że kredyty są zbyt drogie. Nie boję się też o popyt na obligacje. Wbrew deklaracjom, zagraniczne rządy nie robią ze swoimi rezerwami dolarowymi niczego niepokojącego. Tim Geithner i Paul Volcker byli w tym roku w Chinach. Pokazali, że rozumieją zaniepokojenie chińskich władz stanem amerykańskich finansów, zapewnili, że są wiarygodni. Myślę, że Chiny lubią być tak traktowane.
[b]Raymond Remy - Szef departamentu rynków pieniężnych, Daiwa Securities America, Nowy Jork
Fed stopniowo się wycofuje [/b]
Na rentowność obligacji wpływa obecnie szczególnie podaż i doniesienia makroekonomiczne. Szczyty rentowności obligacji 10- i 30-letnich zbiegły się w czasie z ich dużymi aukcjami oraz narastającym przekonaniem, że koniunktura w USA i na świecie stabilizuje się. Na nastroje inwestorów pozytywnie oddziałały zwłaszcza doniesienia o mniejszej liczbie zwolnień. Od tego czasu nastąpiło spore odbicie cen papierów skarbowych. I znów, po pierwsze rynek wchłonął całą podaż, po drugie zaś pojawiły się sygnały, że może jednak stan gospodarki nie jest aż taki dobry. Okazało się m.in., że zarówno ceny produkcyjne, jak i konsumpcyjne stoją w miejscu. Trudno powiedzieć, w którym kierunku będą się teraz poruszały ceny obligacji. Jeśli znów ruszą w dół, pojawi się zagrożenie, że wysoka rentowność zdławi zalążki ożywienia gospodarczego. Stanie się tak, gdy poruszające się w ślad za nią oprocentowanie kredytów hipotecznych skoczy do poziomu, który ograniczy popyt na domy. Sądzę, że może to nastąpić przy rentowności 10-latek równej 4,5 proc. Ale nie sądzę, aby ten poziom mógł zostać osiągnięty w ciągu najbliższych 9 miesięcy. Dlatego nie podzielam opinii, że Fed podejmie w środę jakąś zaskakującą decyzję. Podwyżki stóp procentowych oczekuję najwcześniej za rok. Jeśli zaś chodzi o program „ilościowego luzowania” polityki pieniężnej, są pewne sygnały, że Fed go wygasi. Dotąd bowiem w ciągu dwóch tygodni organizował pięć aukcji skupu obligacji, w minionych dwóch tygodniach zaś zorganizował tylko cztery. Jeśli to jednak faktycznie początek procesu wygaszania, będzie on stopniowy i mocno rozciągnięty w czasie.[/ramka]