Po pierwsze, rząd chce, żeby znacznie zwiększona została rola Fedu. Ma on nadzorować największe instytucje finansowe USA, takie, których upadek byłby groźny dla gospodarki amerykańskiej i całego systemu finansowego. Będzie mógł również pożyczać im pieniądze lub przejmować udziały, ale wyłącznie po uzyskaniu zgody Departamentu Skarbu. Po drugie, powstać ma Consumer Financial Protection Agency (Agencja Finansowej Ochrony Konsumenta) nadzorująca kredytodawców, wystawców kart kredytowych i inne tego typu instytucje. Ma chronić konsumentów przed nadużyciami instytucji rynku finansowego. Będzie mogła wymierzać grzywny i zezwalać stanom USA na uchylanie regulacji ostrzejszych od rozwiązań federalnych.
Po trzecie, ma powstać rada (w jej skład wchodziliby przedstawiciele organów regulacyjnych, łącznie z Fedem), której rolą byłoby uzgadnianie podejmowanych kroków i czuwanie nad całością systemu.
Uzupełnieniem tych trzech filarów mają być kolejne regulacje. Rząd chce, żeby wzrosły wymagania odnośnie do kapitału własnego instytucji finansowych. Chce też doprowadzić do zwiększenia przejrzystości funduszy hedgingowych. Regulacjami ma też zostać objęty rynek instrumentów pochodnych, dotychczas nimi nieobjętych. Chodzi o derywaty, które można uznać za standaryzowane.
Ich rozliczeniem miałaby się zająć nowa instytucja clearingowa. Wątpliwości wyraża nawet Mary Schapiro, szefowa SEC, twierdząc, że bardzo trudno odróżnić produkt standaryzowany od dopasowanego do klienta. Poza tym można się obawiać, że chcące uniknąć nadzoru instytucje będą tworzyły derywaty tak, żeby nie można było ich uznać za standaryzowane.
Podobno 40 proc. zysku takich firm, jak Goldman Sachs czy Morgan Stanley pochodzi właśnie z handlu derywatami, więc będą one zwalczały wszelkie pomysły na regulacje rynku. Mam olbrzymie wątpliwości co do tego, czy w efektywny sposób uda się uregulować rynek, który Bank Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) szacuje na około 600 bln USD, a przecież tak naprawdę to on jest tą tykającą bombą, mogącą wysadzić w powietrze system finansowy, o której już w 2002 roku mówił Warren Buffet (wtedy rynek ten był sześć razy mniejszy).