Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
Aktualizacja: 13.02.2017 04:04 Publikacja: 10.12.2012 11:05
Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski
48,6 tys. pkt – co najmniej tam powinno zaprowadzić WIG wybicie z trendu bocznego
Jeszcze do niedawna na warszawskiej giełdzie najbardziej modnym określeniem był „trend boczny". Od czasu pamiętnego krachu w pierwszej połowie sierpnia 2011 r. WIG przez ponad rok tkwił w stagnacji. We wrześniu doszło do wybicia w górę z trendu bocznego (węższy WIG20 zdołał uczynić to samo dopiero w tym miesiącu, ale jego wartości są zaniżone ze względu na brak uwzględnienia dywidend, które w przypadku dużych firm mają coraz większe znaczenie) i jak na razie ów sygnał okazuje się trafny. Na bazie teorii i historii wydaje się, że w odniesieniu do trendów bocznych działa prosta zasada. Skala ruchu następującego po wybiciu z trendu bocznego powinna być adekwatna do czasu trwania i szerokości takiego trendu. Doskonałym potwierdzeniem tej intuicyjnej reguły były lata 2000–2003. Na październik 2001 r. można datować początek jednego z najdłuższych w historii GPW trendów bocznych (przybrał on wówczas postać zwężającego się trójkąta symetrycznego). Jego koniec z kolei można datować dopiero na maj 2003 r. (kiedy pękło górne ramię trójkąta). W najszerszym miejscu tendencja boczna rozpościerała się na przestrzeni 4600 pkt (ok. 40 proc.). Wystrzał w górę w połowie 2003 r. był bardziej niż adekwatny do wcześniejszego uporczywego zastoju – WIG podskoczył o 50 proc. (później, po silnej korekcie, hossa była kontynuowana). Jeśli traktować ten przypadek jako benchmark, to należałoby założyć, że i tym razem skala ruchu w górę będzie co najmniej równa szerokości konsolidacji. Górna granica trendu bocznego była położona ok. 15 proc. powyżej dolnej granicy. Odliczając owe 15 proc. od górnej granicy, otrzymujemy ok. 48,6 tys. pkt jako punkt docelowy trwającej zwyżki. Ze względu na bliskość tego poziomu do ubiegłorocznego szczytu (50371 pkt) można zakładać, że byki mogłyby się z marszu pokusić o atak na tę drugą barierę. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień. Realizacja takiego scenariusza wymagałaby co najmniej kilku miesięcy i nie wykluczałaby korekt po drodze.
Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
Kiedyś USA sprzedawały światu globalizację jak coca-colę: masowo i z przekonaniem. Dziś wolny handel przestaje istnieć, a Biały Dom stawia na cła w nadziei na powrót American Dream. Jak do tego doszło i co nam to mówi o przyszłości świata?
Warunków przyspieszenia transformacji technologicznej nad Wisłą jest wiele. Potrzebne są inwestycje w pracowników, w tym ich szkolenia, ale też dbałość o zdrowie. Nieodzowne są też ułatwienia natury prawnej i jak zawsze – finansowanie.
Inwestorzy zastanawiają się, czy prezydent Stanów Zjednoczonych rzeczywiście wyrzuci prezesa banku centralnego, czy tylko straszy rynki, by wywołać określone skutki. Jak na razie zyskuje na tym większość walut świata, bitcoin oraz bijące rekordy cenowe złoto.
Rynkowy guru prowadzący popularny program „Mad Money” w telewizji CNBC stał się bohaterem licznych memów wyśmiewających jego zdolności prognostyczne. Zdarzało mu się bowiem spektakularnie mylić tuż przed wstrząsami rynkowymi.
Długie cienie nad dwiema ostatnimi świecami dziennymi głównych krajowych indeksów to pierwsze ważne ostrzeżenie dla inwestorów o możliwym bliskim końcu korekty gwałtownych spadków sprzed dwóch tygodni. Drugie nadchodzi z USA.
Po burzliwych pierwszych tygodniach kwietnia pod wpływem działań zmierzających do deeskalacji globalnej wojny handlowej sytuacja na giełdach uspokoiła się na tyle, że indeksy ruszyły do odrabiania strat.
Wbrew powszechnym oczekiwaniom działania amerykańskiej administracji w erze Trump 2.0 wyraźnie różnią się od tego, co działo się w czasie pierwszej kadencji Donalda Trumpa.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas