Kiedy w analizach z maja–czerwca wskazywałem na czynniki sprzyjające kontynuacji trendu wzrostowego, nastroje na GPW były bardzo dalekie od euforii. Teraz sytuacja jest odmienna. Zastanawia narastający optymizm rynkowy. Odsetek byków w ankiecie Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych po raz pierwszy w swej historii (sięgającej 2011 r.) od czterech tygodni przebywa powyżej poziomu 60 proc. Coraz lepsze nastroje widać także na Wall Street, gdzie liczba byków wśród autorów biuletynów inwestycyjnych jest już trzykrotnie wyższa od liczby niedźwiedzi (według Investors Intelligence). W poprzednich latach takie odczyty były trafnym ostrzeżeniem przed solidnymi korektami w perspektywie kilku miesięcy. Nawet jeśli tym razem nie widać na razie na horyzoncie tak mocnych pretekstów do przeceny jak wówczas (w poprzednich przypadkach impulsem był koniec kolejnych rund QE w USA), to doświadczenie każe ostrożniej niż wcześniej podchodzić do ryzykownych aktywów. Trzeba jednak podkreślić, że groźba schłodzenia coraz bardziej rozgrzanej koniunktury na rynkach to perspektywa średnioterminowa (kilkumiesięczna), zaś losy trendu wzrostowego w dłuższym horyzoncie to już zupełnie inna kwestia.
Najpierw hossa w gospodarce
O tym, że diagnoza mówiąca o szansach na kontynuację pozytywnego trendu pozostaje aktualna, przekonuje choćby analiza danych makroekonomicznych. Zacznijmy od wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu. Owszem znalazł się on na poziomie najwyższym od 2,5 roku, co oznacza, że coraz bardziej zbliża się do historycznych szczytów. Po pierwsze jednak ciągle pozostaje pewien dystans do tych szczytów (przykładowo poprzednią górkę zanotowano w grudniu 2010 r. na wysokości 56,3 pkt – tymczasem obecna wartość to 53,4 pkt). Po drugie w poprzednich dwóch cyklach hossa na GPW załamywała się dopiero, gdy PMI zaczynał osuwać się ze zdobytych wcześniej szczytów. Innymi słowy, gospodarka najpierw mocno się rozgrzewała, a potem zaczynała stygnąć – dopiero wtedy należało bić na alarm.
Z taką sytuacją obecnie nie mamy jeszcze do czynienia. Przekonuje o tym nie tylko PMI, ale też dużo bardziej wszechstronna miara koniunktury gospodarczej: PKB. W nadchodzącym tygodniu poznamy wstępny odczyt tego wskaźnika za III kwartał. Ministerstwo Finansów szacuje, że PKB urósł o 2 proc. r./r. To by oznaczało, że w ostatnich dwóch kwartałach dokonała się skokowa poprawa koniunktury: z 0,5 proc. w I kw. poprzez 0,8 proc. w II kw. do ok. 2 proc. w III kw. Na marginesie warto zauważyć, że tempo to jest spójne z tym, co pisaliśmy w naszej analizie z końca sierpnia: „w pierwszych czterech kwartałach ożywienie postępowało w przeszłości w tempie średnio +0,8 pkt. proc. na kwartał. Jak na razie tempo wynosi 0,75 pkt proc. (zakładając, że sprawdzi się szacunek MF), a więc jest bardzo bliskie historycznemu wzorcowi. To z kolei nie powinno też dziwić o tyle, że jak już kilka razy pisaliśmy, niemal idealnie zgodne z historycznym wzorcem jest też tempo ożywienia w polskim przemyśle.
No dobrze, ale dynamika PKB w III kwartale – choć jeszcze nie ogłoszona przez GUS – to już de facto zamierzchła przeszłość dla inwestorów giełdowych. Teraz liczą się oczekiwania na kolejne kwartały. Potraktujmy jednak szacunek wzrostu w minionym kwartale za pewien punkt wyjścia do rozważań dotyczących przyszłości.
Często główny nurt analiz dotyczących PKB opiera się na założeniu, że im szybciej rośnie gospodarka, tym lepiej dla wyników spółek i dla kursów akcji. Owszem, ale w naszych analizach podkreślamy również kluczowy element, którego brakuje często w bieżących komentarzach na temat stanu gospodarki. Elementem tym jest cykl koniunkturalny. W którymś momencie za każdym razem okazuje się, że koncepcja „im szybciej, tym lepiej" przestaje się sprawdzać, bo koniunktura ulega przegrzaniu i cykl się odwraca. Zanim to odwrócenie zdążą na dobre dostrzec ekonomiści, straty z akcji są już od dawna faktem.