To opowieść o ludziach, którzy w szarych czasach komuny mieli aspiracje żyć lepiej i wykazywali się niezwykłą pomysłowością, by znaleźć dziury w systemie totalitarnym. Białek był jednym z takich ludzi, a książka „Czas spekulantów" to w dużej mierze jego barwne wspomnienia z tamtych czasów. O tym, jak się przewoziło stare motocykle do RFN, kupowało dżinsy w Berlinie Zachodnim i handlowało złotem za wschodnią granicą. Jest sporo o przemytnikach, cinkciarzach i bazarowych handlarzach. Białek wspomina tamten czas jako rozkwit polskiej przedsiębiorczości, która okazała się silniejsza od komunistycznych absurdów. Jako jeden z cichych bohaterów tamtych czasów (angażował się wówczas w działalność Solidarności Walczącej) liczył na to, że transformacja ustrojowa przyniesie jeszcze większą eksplozję naszej przedsiębiorczości. Początkowo na to się zapowiadało. Reforma wprowadzona przez Mieczysława Wilczka zaowocowała rozkwitem drobnej inicjatywy prywatnej, której symbolem stał się wszechobecny handel bazarowy. W jej tle toczyły się jednak procesy, które z czasem zaczęły tę przedsiębiorczość dusić. Białek opisuje więc w swojej książce również okres III RP – to, z jakimi biurokratycznymi i podatkowymi absurdami zmagał się on oraz jego znajomi przedsiębiorcy. Jego rozrachunek z Polską po 1989 r. jest dosyć gorzki i miejscami przerysowany. Jest eurosceptykiem i krytykiem planu Balcerowicza. Wiele jego opinii wygląda dosyć naiwnie i powierzchownie (np. te dotyczące wojny na Ukrainie). Trudno jednak zaprzeczać podawanym przez niego konkretnym przykładom patologii towarzyszących budowaniu kapitalizmu w III RP. Zauważa np., że w pierwszych latach transformacji ustrojowych doprowadzono do upadku zakłady przemysłowe, które były najbardziej innowacyjne. „A Radmor, Tonsil, Diora – pamięta ktoś te firmy? Dzisiaj odbiorniki z tych firm są w naszych domach i czasem jakością przewyższają te nowe. Jeśli one były już wtedy tak dobre (a pamiętajmy, że Chińczycy w ogóle nie produkowali takiego sprzętu), to dzisiaj mielibyśmy sprzęt na miarę Bugatti. Wystarczyło zmienić design i unowocześnić. Niestety, widocznie komuś to przeszkadzało, a Dzierżoniów stał się obecnie mekką... bezrobocia. No tak, ale za to mają swoje Biedronki, Lidle i Tesco, gdzie każdy bezrobotny tubylec może kupić tanie wino i coś do zagryzienia" – pisze Białek. HK