Banki nie muszą się martwić odpływem pieniędzy z lokat

Eksperci się spodziewają, że strumień oszczędności wypływających z lokat zmieni się w rzekę. Nie oznacza to jednak, że łączne depozyty sektora będą się kurczyć i konieczne będzie podniesienie stawek.

Aktualizacja: 24.10.2020 08:41 Publikacja: 24.10.2020 08:28

Foto: GG Parkiet

Branża bankowa jest jedną z najbardziej obciążonych kosztami walki z pandemią. Przede wszystkim z powodu cięcia stóp procentowych, które uderzyły jej w podstawowe źródło przychodów, czyli wynik odsetkowy.

Depozytów przybywa teraz także dzięki firmom

Klienci szukają zarobku

Rada Polityki Pieniężnej wiosną w trzech ruchach obniżyła stopy procentowe do 0,1 proc. z 1,5 proc., które obowiązywały od marca 2015 r. To spowodowało uderzenie w marżę odsetkową netto. Jednocześnie ucierpieli klienci, bo banki de facto do zera ścięły oprocentowanie lokat. Skala obniżek stóp była na tyle duża, a nadwyżka płynności już wcześniej rosła, że pozwoliło to na tak zdecydowany ruch. Przez to banki płacą klientom, głównie indywidualnym, rekordowo niskie odsetki – we wrześniu było to 1,63 mld zł (mimo przyrostu wartości depozytów) wobec prawie 2,5 mld zł rok temu. Warto jednak podkreślić, że oszczędności sektora z tego tytułu są dużo mniejsze niż utrata przychodów, więc wynik z odsetek w skali roku obniży się o ponad 7 mld zł (w 2019 r. rezultat ten wyniósł 49 mld zł).

– Depozyty już od dawna nie rozpieszczają. Przeciętna roczna lokata już od kilku lat nie chroni kapitału przed utratą siły nabywczej w wyniku inflacji. W ostatnich miesiącach sytuacja tylko się pogarsza. Inflacja nie odpuszcza, a cięcia stóp procentowych spowodowały, że w ciągu roku oprocentowanie przeciętnej rocznej lokaty spadło 11-krotnie, do 0,14 proc. w sierpniu – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. To oznacza, że przy ponad 3-proc. inflacji w skali roku realna strata na lokacie czy depozycie wynosi właśnie około 3 proc.

Nie dziwi więc, że od początku pandemii z lokat klienci indywidualni wycofali blisko 69 mld zł, czyli ubyła prawie jedna czwarta tych środków. – Tradycyjne formy oszczędzania nie wytrzymują porównania z inflacją. Aby ochronić kapitał trzeba narazić oszczędności na jakieś ryzyko i je zainwestować. Utrzymywanie ich w bankach czy obligacjach skarbowych nie pomnoży tych pieniędzy ze względu na niskie stopy procentowe – mówi Jakub Papierski, wiceprezes PKO BP, nadzorujący obszar bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej. Jego zdaniem dla polskiego rynku kapitałowego oznacza to bardzo dobre czasy. – Spodziewam się istotnego napływu oszczędności, który dopiero zaczyna cieknąć w kierunku rynku kapitałowego, a prawdopodobnie popłynie szeroką rzeką. Przy dłuższej perspektywie niskich stóp procentowych proces przesuwania przez klientów oszczędności z banków na rynek kapitałowy będzie trwał, to dopiero początek silnego procesu – dodaje.

Nie jest jednak tak, że banki stanęły pod ścianą i ubywa im depozytów. Zmienia się ich struktura, bo bardzo szybko rosną depozyty bieżące (na koniec września w przypadku gospodarstw domowych rok do roku aż o 29 proc.) oraz wystrzeliły depozyty firm (prawie 30 proc. rok do roku), przez co łączne depozyty sektora urosły po wrześniu o 14,5 proc. rok do roku To dużo szybciej niż rosną kredyty – ich wartość zwiększyła się ledwie o 0,1 proc. (więcej w ramce poniżej). To powoduje, że wskaźnik kredytów do depozytów obniża się (we wrześniu spadł do rekordowych 85 proc.) i płynność banków jeszcze rośnie. Nie muszą więc – przynajmniej na razie – walczyć o depozyty i podnosić oprocentowanie lokat.

– Odpływ depozytów terminowych trwa od lat, obecnie jego tempo przyspieszyło, bo oprocentowanie lokat terminowych przestaje się różnić od oprocentowania rachunku bieżącego. Nie ma obecnie bodźców do zakładania nowych depozytów terminowych, a skala spadku tej kategorii będzie po prostu determinowana przez tempo zapadania „starych" lokat. Niebawem depozyty terminowe będą stanowić znikomą część depozytów w bankach – mówi Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, wskazując, że odpływ pieniędzy z lokat będzie trwał.

– Klienci banków dostrzegają duży spadek oprocentowania lokat, szukają rozwiązań dających zysk i są otwarci – w przeciwieństwie do sytuacji jeszcze sprzed cięcia stóp, gdy wystarczyło im nawet niewielkie oprocentowanie – na rozmowę o innych produktach niż lokaty. Oczywiście największym zainteresowaniem cieszą się najprostsze rozwiązania, głównie fundusze inwestycyjne, ale te najbezpieczniejsze, pieniężne i obligacyjne. Fundusze akcyjne nie są rozchwytywane, klienci są ostrożni w tym zakresie, boją się zmienności i trudno im wytrzymać w długoterminowej inwestycji, ale z drugiej strony spora grupa chce inwestować w nieruchomości i najem – mówi Tomasz Dymowski, dyrektor zarządzający pionu produktów detalicznych i biznesowych w BNP Paribas.

Nie wszystkie transakcje oznaczają odpływ depozytów z sektora bankowego

Czy jeśli rzeka depozytów płynących do inwestycji urośnie zgodnie z oczekiwaniami, banki będą musiały uatrakcyjnić warunki lokat? Byłoby to dla nich niekorzystne, bo zwiększyłoby koszty finansowania, obecnie rekordowo niskie, i obciążyłoby marżę odsetkową. – Odpływy pieniędzy z lokat nie oznaczają jednak, że depozyty bieżące będą spadać. Wręcz przeciwnie, będą nadal rosły, a obecny okres restrykcji epidemicznych pokaże się tam właśnie w dodatkowych oszczędnościach. Dynamika kredytów spada. Sprzyja temu niepewność i po części też spora ilość nagromadzonych depozytów. Obstawiamy, że do sytuacji, w której kredyty będą rosły szybciej od depozytów, może dojść najwcześniej pod koniec 2021 r. lub nawet później – zaznacza Mazurek. Dodaje, że wielość szoków, które ostatnio zadomawiają się w gospodarce (wirus, klimat, zmienność na instrumentach finansowych), sprawia, że przeciętny konsument i firma będą preferować większą płynność, dlatego banki nie obawiają się nadmiernego odpływu depozytów.

– Polski rynek jest tak nadpłynny, że nie widzę bliskiej perspektywy presji na płynność banków i konieczności zabiegania przez nie o depozyty klientów, podnosząc ich oprocentowanie. Społeczeństwo się bogaci, osady na depozytach bieżących i kontach oszczędnościowych rosną i łączne depozyty klientów w bankach zwiększają się mimo odpływu pieniędzy z lokat i wzrostu wartości produktów inwestycyjnych. Zatem łączna kwota oszczędności klientów w bankach wyraźnie rośnie – przewiduje Dymowski. Dodaje, że wskazują na to także doświadczenia płynące z rynków zachodnich, gdzie zerowe stopy procentowe pojawiły się dużo wcześniej niż u nas. – Pokazują, że nie nastąpiła korekta trendu spadku oprocentowania depozytów i nie towarzyszył temu nadmierny odpływ środków. Podobnie będzie i u nas, jednocześnie pewnie będzie rósł udział produktów inwestycyjnych w portfelu klientów – zaznacza Dymowski.

Sporo pieniędzy z lokat jest wypłacanych w postaci fizycznej gotówki (na koniec września gotówka w obiegu zwiększyła się o 70 mld zł, czyli 31,7 proc., w ujęciu rok do roku), część trafia na depozyty bieżące, część na zakupy akcji, jednostek TFI, mieszkania czy w inne inwestycje. Krąży jednak nieprawdziwa opinia, że tego rodzaju wydatki powodują zniknięcie depozytów z banków. Tak nie jest – np. w przypadku zakupu nieruchomości środki pieniężne pozostają na bilansach banków – zmieniają jedynie właściciela – pojawiają się na koncie poprzedniego właściciela nieruchomości, podobnie jest z akcjami. Aby depozytów ubywało, klienci musieliby wyciągać z banków fizyczną gotówkę i chować ją pod przysłowiową poduszką lub przesyłać pieniądze za granicę.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych