Po przeczytaniu „Obcym alfabetem" Grzegorza Rzeczkowskiego dziwię się, że ta książka nie sprowokowała większej dyskusji w naszej przestrzeni politycznej. Autor opisuje w niej bowiem kulisy afery taśmowej, a na dodatek opatrzył książkę prowokującym podtytułem „Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami". Moje zdziwienie jest tym większe, że Rzeczkowski pisze o niebo lepiej i podchodzi do tematu dużo rzetelniej i bardziej drobiazgowo od np. Tomasza Piątka, a mimo to jego książka nie wywołała takich emocji jak np. „Macierewicz i jego tajemnice". W „Obcym alfabetem" została w ciekawy sposób odmalowana działalność biznesowa Marka Falenty, biznesmena powszechnie uważanego za głównego sprawcę afery taśmowej. Rzeczkowski wskazuje jednak, że Falenta nie był jedynym „mózgiem" operacji podsłuchowej, a stali za nimi ludzie o wiele potężniejsi. Dosyć dobrze nakreślił jego powiązania z polskimi służbami specjalnymi (czy raczej ich frakcją sympatyzującą z PiS, tudzież skłóconą z ekipą Tuska). W rozdziałach dotyczących rosyjskich powiązań Falenty jest jednak bardzo dużo niewiadomych i hipotez, które mogą zostać podważone. Rzeczkowski nawet nie próbuje zadać pytania, czy np. kontakty Falenty w Rosji mogły mieć charakter „służbowy". Nieco dziurawe są też próby wyjaśnienia motywacji mogącej stać za domniemaną operacją rosyjskich służb wymierzoną w rządy Tuska i Kopacz. Działalność podsłuchową rozpoczęto przecież wtedy, gdy polski rząd prowadził bardzo przyjazną, „resetową" politykę wobec Rosji, a opinię publiczną karmiono frazesami o polsko-rosyjskim pojednaniu. Kilka razy się uśmiechnąłem, gdy w książce znalazłem wypowiedzi szefów służb specjalnych z tamtego okresu. Lamentowali, że „rosyjskie służby ich ograły". A przecież ich praca polegała właśnie na tym, by tym służbom nie dać się ograć. Kiepsko o nich świadczy też scenariusz, w którym za aferą podsłuchową stałaby jedna z frakcji w polskich służbach. I może stąd się bierze mur milczenia nad tą aferą. HK