Czy najgorsze jest już za nami?

Sobiesław Kozłowski, ekspert Noble Securities, był gościem Piotra Zająca w piątkowym Parkiet TV. Tematem odcinka była ocena rynkowej sytuacji i próba odpowiedzi na tytułowe pytanie.

Publikacja: 20.03.2020 13:48

Czy najgorsze jest już za nami?

Foto: parkiet.com

Od poniedziałkowego minimum do poziomów z piątkowego poranka WIG20 zyskał aż 22,5 proc. Teoretycznie przekroczył próg hossy, ale w obecnych warunkach nie należy do tych progów przywiązywać zbyt dużej wagi. Czy twoim zdaniem ta skala odbicia oznacza, że najgorsze jest już za nami?

Trudne pytanie. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i niełatwo się do niej dostosować. Jeśli stosuję analizę techniczną, to doszło do tego, że korzystam albo z wykresów minutowych i obejmuję spojrzeniem dwie/trzy sesje, albo patrzę bardzo szeroko, by mieć tło w postaci wydarzeń z 2008 r. i 2000 r. Z kolei moi koledzy z zespołu, którzy mają podejście fundamentalne, mówią, że ich widoczność drastycznie się ograniczyła. Trudno się dziwić, skoro rozbieżność prognoz PKB Polski za 2020 r., w zależności od instytucji, waha się od -3,6 proc. do +3 proc. Wobec tego wszystkiego nie mam jednoznacznej odpowiedzi na twoje pytanie.

A gdybyś miał teraz położyć te wszystkie argumentu na szali, to co by przeważyło?

Z jednej, tej technicznej strony optymistycznie wygląda to, że WIG20 obronił dołek z 2009 r., ale nasz ekspert od AT mówi, że jest jeszcze ryzyko fali piątej. Optymistycznie wygląda też malejący indeksy strachu VIX, choć on dotyczy przede wszystkim rynku amerykańskiego. Z drugiej natomiast mamy rosnącą liczbę komunikatów spółek dotyczących wpływu pandemii na ich biznes. I na efekty tego wpływu musimy jeszcze poczekać, tak jak na dane makro pokazujące wpływ w ujęciu ogólnokrajowym. Dlatego podwyższona niepewność jeszcze z nami zostanie i po prostu brakuje danych, by określić, czy to już koniec najgorszego.

Jakbyśmy dorzucili do zestawu argumentów pakiety pomocowe rządów i banków centralnych, a także coraz bardziej obiecujące statystyki z Wuhan, to nadal nie zmienia to perspektywy?

Faktycznie reakcja władz jest szybsza niż ponad dekadę temu, co teoretycznie mogłoby skrócić czas czekania na zmianę rynkowych trendów. Niemniej teraz sytuacja jest zdecydowanie bardziej złożona niż wtedy, więc tych analogii czasowych – od interwencji władz do reakcji rynku – nie trzymałbym się zbyt kurczowo. 11 lat temu kryzys uderzył bezpośrednio w system finansowy, a obecny czarny łabędź uderza prosto w firmy. Z dnia na dzień galerie handlowe, bary, teatry, muzea przestały działać, łańcuchy dostaw zostały przerwane, a na granicach mamy 60-kilometrowe korki. To są ogromne wyzwania dla przedsiębiorców...

Nie ukrywam, że moje opinie mogą się zmieniać z sesji na sesję, takie nastały czasy. W tym momencie widzę szansę na krótkoterminową poprawę notowań akcji, chociażby dlatego, że w moim odczuciu rynek przereagował. Dzienne spadki największe w historii i wyceny na poziomie sprzed dekady były nieuzasadnione. Ponadto jednak pojawiają się pewne szanse, jak to na giełdzie bywa. Proszę zwrócić uwagę na spółki energetyczne i sprzyjające im obniżki cen praw do emicji CO2. Nie da się też ukryć, że na naszym rynku duży udział mają inwestorzy zagraniczni i ich odpływ bardzo „dołował" nasz rynek. W tych argumentach widzę szansę na krótkoterminowe odbicie. Co do długiego terminu, rok czy dłużej, powiem tylko tyle, że ostatnio wysłałem do klientów raport zatytułowany tak: „Jeśli to nie koniec świata, to wyceny są atrakcyjne". Warto zwrócić uwagę, że ostatnio MSCI Poland był wyraźnie słabszy od MSCI EM i skala tej słabości była najwyższa od 1994 r. To chyba wprost pokazuje tę atrakcyjność.

Dlaczego tak mocno akcentujesz teraz ten udział zagranicy? Ta zagranica, zdaje się, ucieka jak może do dolara...

To jest wątek rzadko teraz podkreślany, ale chciałbym zaakcentować pewną strategię, która w ostatnich latach zyskała sporo fanów, mianowicie „risk parity". Chodzi o zbalansowane ryzyko. Zakładając, że obligacje mają ryzyko równe 1, a akcje 4, to żeby portfel był zdywersyfikowany według ryzyka, obligacje powinny stanowić w nim 80 proc., a akcje 20 proc. Niektóre duże fundusze miały krótkie pozycje na polskich akcjach, więc zakładam, że w obliczu panującej sytuacji i problemów płynnościowych będą te pozycje redukować. To może sprzyjać odbiciu. Jak pokazuje ostatnia zmienność, można w kilka dni albo godzin zarobić na giełdzie nawet  ponad 30 proc. Ale trzeba akceptować 20-proc. stop lossa.

Kiedy będziemy mogli uznać, że czas na zmianę obecnych trendów na GPW?

Kluczowe pozostają dwie kwestie. Pierwsza to statystyki dotyczące epidemii. Gdy pokażą, że sytuacja w Polsce zaczyna być opanowywana, to będzie argument bardzo optymistyczny. Druga natomiast to dane makro. Musimy znać realne, gospodarcze konsekwencje. Ostatnio pojawiły np. dane z Chin o produkcji przemysłowej i odchylenie in minus od prognoz było ogromne. Mam nadzieję, że rządowa tarcza zamortyzuje to uderzenie w gospodarkę. Ważne jest szybkie działanie i wsparcie płynności firm. Bo im dłużej to potrwa, tym więcej przedsiębiorców będzie tracić zdolność do spłaty swoich zobowiązań. Ostatnia reakcja GPW jest jakimś światełkiem w tunelu. Oby to nie był nadjeżdżający pociąg...

Wielu inwestorów, co widać po komentarzach w sieci, zaczyna szykować się do kupowania. Wychodzą z założenia, że to, co się stało, to istna promocja. Z tego, co mówisz, w dłuższym terminie wciąż pozostaje sporo niepewności, a w krótkim są szanse na zyski, tylko trzeba się dynamicznie dostosowywać i akceptować wysokie ryzyko. Myślisz, że strategią na teraz jest gra pod czynniki związane z kryzysem i bezpośrednio wpływające na ceny, jak np. spadek cen certyfikatów CO2, spadek cen ropy, duży popyt na produkty FMCG, przecena złotego jako szansa dla eksporterów itd. To jest trop?

Ten kij ma dwa końce. Bo przykładowo eksporterom sprzyja teraz słaby złoty, ale co z tego, skoro jedna ze spółek meblowych, będąca eksporterem, poinformowała, że musi wstrzymać produkcję. To pokazuje, że trzeba dokładnie przeanalizować wpływ obecnej sytuacji na biznes i dopiero wtedy podejmować decyzję. Moim zdaniem, jeśłi już ktoś decyduje się wejść na rynek, to powinien to robić stopniowo. Poza tym warto pamiętać o starej zasadzie, by nie wrzucać wszystkich jajek do jednego koszyka.

Co mają zrobić ci, którzy nie zdążyli sprzedać i cały czas siedzą z akcjami?

Takich osób pewnie nie brakuje. Myślę, że po spadkach o takiej skali nie pozostaje nic innego, jak nabrać trochę dystansu do rynku i raczej nie zamykać tych pozycji.

Inwestycje
Inwestorzy w oczekiwaniu na obniżki stóp
Inwestycje
Długie pozycje na rynku gazu wciąż testem charakteru dla inwestorów
Inwestycje
Istota istotności
Inwestycje
Organizacja procesu badania istotności
Inwestycje
Określenie grupy interesariuszy
Inwestycje
Niezbędna dokumentacja