Obecna sytuacja przypominać może natomiast epizody z lat 2012 lub 1998, gdy powracając do bicia rekordów, S&P 500 z wyprzedzeniem dyskontował koniec pogarszania się zysków".

Wszystko wskazuje na to, że tamta diagnoza była trafna, bo (a) od tamtego czasu S&P 500 powiększył skalę zwyżki, (b) spadek zysków okazał się najwyraźniej przejściowy. Sugerują to cząstkowe dane za IV kwartał (wyniki opublikowało na razie 61 proc. spółek z S&P 500).

Raportowany kwartalny zysk na akcję (EPS) dla indeksu S&P 500 był w IV kw. aż o 18 proc. większy niż rok wcześniej. Krocząca suma wyników z czterech kolejnych kwartałów osiągnęła dzięki temu... nowy rekord. Mamy więc proste, intuicyjne wytłumaczenie, dlaczego amerykański indeks bije rekordy. I choć należy się spodziewać, że te cząstkowe dane mogą zostać do końca sezonu publikacji raportów zrewidowane, to jednak widać dobitnie, że spadek zysków w III kw. był chwilowy. Teraz mamy niejako powrót do trendu. Jeśli już są powody do obaw, to dotyczą one tego, czy przypadkiem tempo zwyżki S&P 500 w ostatnich miesiącach nie jest zbyt optymistyczne względem poziomu, na jakim są zyski spółek. ¶