Początek miesiąca pokazał, że o giełdowe prezenty będzie w grudniu ciężko. Wprawdzie pierwsze sesje minionego tygodnia były obiecujące, ale to co udało się wtedy bykom ugrać, niedźwiedzie zabrały w czwartek i piątek. Niepokojące sygnały nadchodziły zza oceanu. Pierwszy, bardziej polityczny, to niepewność co do realizacji ustaleń ze szczytu G20 oraz aresztowanie przez Amerykanów córki szefa Huawei. Drugi, bardziej rynkowy, to fakt, że rentowność amerykańskich dwulatek przekroczyła rentowność pięciolatek. W ciągu ostatnich 30 lat taka sytuacja zdarzyła się trzy razy – w grudniu 1988 r., maju 1998 r. oraz listopadzie 2005 r. i w każdym przypadku z blisko dwuletnim wyprzedzeniem był to sygnał recesji i spadków na Wall Street. Inwestorzy mieli więc powody do obaw, co najlepiej obrazują wykresy.

Nie ma się co oszukiwać – teraz wszystkie oczy zwrócone są na parkiet nowojorski. Jeśli jankeskie byki pękną, to trudno sobie wyobrazić zieleń na innych giełdach. W minionym tygodniu S&P 500 nurkował już do 2621 pkt, ale zdołał się trochę podnieść. To ważne, bowiem na poziomie 2650 pkt znajduje się ważne wsparcie, które od końca października stanowi solidny bastion strony popytowej. Podobnie jak pułap 1450 pkt na wykresie indeksu Russell2000. W piątek po południu oba indeksy spadały, więc istnieje realne zagrożenie, że drugi tydzień grudnia zaczniemy pełni obaw o amerykańskie indeksy.

Co gorsza, słabiutko wygląda rynek naszych zachodnich sąsiadów. W czwartek DAX zaatakował umowną granicę bessy (20 proc.) i znalazł się najniżej od grudnia 2016 r. W podobnej sytuacji są też inne segmenty rynku, czyli małe i średnie spółki z frankfurckiego parkietu. Eksperci jak mantrę zawsze powtarzają, że powinniśmy wzorować się na Niemcach, no to można powiedzieć, że pod względem sytuacji na giełdzie niemal ich replikujemy.

Wprawdzie WIG20 był ostatnio relatywnie silniejszy od zachodnich odpowiedników, ale – na co zwracał uwagę Piotr Neidek w piątkowym Parkiet TV – cały czas indeks nie może uporać się z poziomem 2300 pkt. Ekspert DM mBanku powiedział podczas programu, że zamknięcie tygodnia poniżej 2310 pkt będzie oznaczało, że ostatni ruch wzrostowy to tylko korekta. Niestety, ale tydzień indeks blue chips zakończył na poziomie 2281 pkt, a na tygodniowej świecy jest długi, górny cień sugerujący rosnącą przewagę podaży. To całkiem ładnie wpisuje się w piątkowe spadki na Wall Street, ale niestety nie wróży nic dobrego.

Na średnich i małych spółkach wahania są ostatnio nieco mniejsze, ale przecież nie o zmienność tu chodzi, ale o rajd św. Mikołaja, który należy się inwestorom po tak słabym roku. Pocieszające jest to, że na wykresie mWIG40 cały czas aktywny jest sygnał kupna wynikający z formacji podwójnego dna. Zasięg wzrostu z niej wynikający to 4160 pkt. Maluchy wykonały korektę wzrostową, ale na razie została zatrzymana na poziomie 11 000 pkt. Na razie więc Mikołaj wygląda na dość śniętego.