Najnowsze dane Eurostatu dotyczące cen nieruchomości mieszkaniowych w III kwartale 2020 r. to dobra okazja, by odświeżyć diagnozę sytuacji na tym ważnym – zarówno pod względem inwestycyjnym, jak i z punktu widzenia całej gospodarki – rynku.
Już szybkie przejrzenie najnowszych danych pokazuje, że w nieruchomościach mieszkaniowych pierwsze trzy kwartały ubiegłego roku mimo szoku ekonomicznego związanego z pandemią i lockdownem gospodarek stały pod znakiem kontynuacji hossy. Odpowiedni indeks cen (House Price Index, HPI) zarówno w strefie euro, jak i w naszym kraju sięgnął po nowe rekordy.
Bez wątpienia jest to w dużym stopniu efekt bezprecedensowej reakcji fiskalnej i monetarnej, czyli wpompowania w system finansowy fali płynności, a jednocześnie wyzerowania stóp procentowych w wielu krajach, w tym w Polsce. Mamy zatem do czynienia z dość bezprecedensową sytuacją, w której głęboka recesja nie wywołała przynajmniej na razie (nie ma ciągle jeszcze danych za IV kwartał i cały rok) zauważalnej negatywnej reakcji cen mieszkań. Jest to sytuacja analogiczna do tej znanej z rynków akcji, gdzie mimo początkowej paniki potem indeksy powróciły do bicia rekordów.
Można przypuszczać, że niemały udział w popycie na nieruchomości mieszkaniowe ma cały czas motyw inwestycyjny. Można nawet zakładać, że jego znaczenie zostało wręcz wzmocnione, bo (a) silny przyrost podaży pieniądza pokazuje, że mamy do czynienia z nadpłynnością w całej gospodarce – a ten dodatkowy pieniądz musi zostać gdzieś ulokowany, (b) dramatycznie spadło oprocentowanie lokat bankowych w naszym kraju na skutek cięć stóp procentowych – lokaty przestały być atrakcyjnym sposobem utrzymywania (nie mówiąc już o pomnażaniu) wartości nabywczej.
Historyczny rekord
Oczywiście jak zawsze przy okazji bicia rekordów cenowych pojawia się pytanie o to, czy nieruchomości nie drożeją w zbyt szybkim tempie. Spróbujmy na nie odpowiedzieć, posługując się – również publikowanymi przez Eurostat – danymi dotyczącymi dynamiki czynszów najmu. Jest to jedno z dość standardowych podejść, które opierają się na rozumowaniu, według którego na dłuższą metę ceny nieruchomości powinny zmieniać się w tempie podobnym co czynsze, bo inaczej powstaje nierównowaga. Jeśli mieszkania stają się zbyt drogie, to są nieatrakcyjne dla wynajmujących i w efekcie w ostatecznym rozrachunku maleje popyt na nie, co powinno z kolei wywołać korektę cen w dół. Jeśli stają się tanie, to wzrost popytu powinien podnieść ceny.