Przed południem nie było już śladu po wtorkowej interwencji banku centralnego i za euro trzeba było płacić znów więcej niż 4,80 zł, a za dolara ponad 4,35 zł. Po południu krajowej walucie pomogły na krótko deklaracje Ministerstwa Finansów, wedle których środki walutowe pozostające w jego dyspozycji będą wymieniane na rynku, a nie w banku centralnym jak dotychczas. Kilka minut po tym komunikacie waluty znów zaczęły jednak drożeć, ale tylko na chwilę, bo zaraz potem doszło do ponownego umocnienia złotego, którego charakter przypominał wtorkową interwencję.

Aktualne wyceny walut i surowców oznaczają, że w skali miesiąca cena gazu wyrażona w złotych jest wyższa o 130 proc., pszenicy o 50 proc., a ropy o 30 proc. Już w przyszły wtorek, w krajobrazie wysokiej presji inflacyjnej, bank centralny będzie musiał podjąć kolejną decyzję w sprawie stóp procentowych. We wtorkowym komunikacie NBP ocenił już teraz, że mimo niepewności wzrost gospodarczy pozostanie wysoki. Kontynuację zacieśniania polityki pieniężnej popiera Ludwik Kotecki, który uważa, że czynniki proinflacyjne pozostają aktualne, a wojna na wschodzie dodatkowo je wzmacnia. Od ubiegłego tygodnia polską granicę przekroczyło już około 500 tys. uchodźców, którzy powiększają zagregowany popyt na drożejące towary.

Część analityków oceniła w środę, że w związku z obecną sytuacją stopa referencyjna banku centralnego będzie musiała wzrosnąć nawet do 5,5 proc.