Wątkiem wiodącym jest strach przed dalszym rozprzestrzenianiem się koronawirusa, zwłaszcza w Europie i USA (bo sytuacja w Chinach od pewnego czasu zeszła na dalszy plan). Psychologiczne aspekty w postaci zbliżania się liczby zakażeń do 100 tys. (globalnie), plus doniesienia amerykańskiej prasy o kwarantannie idącej w tysiące osób (w samym NY odbywa ją ponad 2700 osób) i przede wszystkim wcześniejsze informacje o wprowadzeniu w Kalifornii stanu wyjątkowego (stały za wczorajszą przeceną) robią swoje. Emocje dyktuje wyobraźnia i na odwrót, a weekend się zbliża – czy stan wyjątkowy zostanie wprowadzony np. na innych obszarach USA i jak to wszystko już wpłynęło i wpłynie na gospodarkę? John Williams (numer dwa w FED) przyznał, że „docierają raporty o słabnącym popycie". Kolejne pytanie brzmi, czy WHO ogłosi globalną pandemię (dodatkowo Donald Trump stwierdził wczoraj, że oficjalne statystyki dotyczące umieralności na COVID-19 mogą zostać zaniżone).
Na globalnej wyprzedaży na rynkach akcji korzystają JPY i CHF, a wciąż traci dolar – rynek obawia się, że FED jeszcze w marcu po raz kolejny obniży stopy i generalnie czeka nas seria dalszych ruchów w nadchodzących miesiącach, podczas kiedy ECB i BOE nie decydują się na nadzwyczajne posunięcia – co też przekłada się na zachowanie EURUSD, czy GBPUSD.
Ciekawą rzecz widać na walutach Antypodów, które w ostatnich dniach zachowują się dość dobrze (zwłaszcza NZD). Trudno tłumaczyć to powiązaniem z chińskim juanem, gdyż ten wczoraj tracił.
OKIEM ANALITYKA – Erozja zaufania
Logika strachu, o której pisałem we wczorajszym komentarzu, nadal jest motywem przewodnim na rynkach. Liczy się tylko jedno – jak potoczy się rozwój wypadków wokół COVID-19 w Europie i USA. Niestety napływające do tej pory informacje nie napawają optymizmem, a wyobraźnia podpowiada kolejne scenariusze (kolejne decyzje dotyczące ogłoszenia stanów wyjątkowych, czy też obszarów kwarantanny). Dodatkowo nie zapominajmy o tym, że to pierwsza taka globalna pandemia wirusa w dobie mediów społecznościowych, co może mieć ogromny wpływ na zachowanie się konsumentów, którzy są przecież główną siłą napędową każdej gospodarki.
Co dalej? Oczekiwania, co do działań decydentów są coraz większe. Rynek „chce" już od FED kolejnej 50 p.b. obniżki stóp w marcu (jeszcze dwa dni temu było to 25 p.b.), a także oczekuje się bardziej konkretnych działań od rządów – nie większych wydatków na walkę z koronawirusem, a konkretnych programów wsparcia dla gospodarki. Problem jednak w tym, że rynki chcą „tu i teraz", podczas kiedy decydenci nie działają w ten sposób. Argumentem do działania są dopiero twarde dane pozwalające ocenić sytuację, a nie domysły. Bo czy globalny koronawirus nie doprowadzi chociażby do przejściowego podbicia wskaźników inflacji? W takiej sytuacji, czy extra-luzowanie polityki monetarnej i fiskalnej w dość krótkim okresie jest zasadne?