Branża energetyczna czeka na całkowite uwolnienie cen dla odbiorców indywidualnych i ożywienie gospodarcze, by znów wzrosło zapotrzebowanie na energię elektryczną w kraju. To w krótszej perspektywie - roku, dwóch lat. W dłuższej perspektywie sektor będzie musiał pożyczyć dziesiątki miliardów złotych na inwestycje, liczyć na ich opłacalność i odzyskanie zainwestowanych pieniędzy, sięgając do kieszeni odbiorców.
[srodtytul]Ceny pod kontrolą[/srodtytul]
Choć zagraniczne koncerny energetyczne obecne na polskim rynku zgodnie przyznają, że jest atrakcyjny i warto na nim inwestować, to jednocześnie narzekają przede wszystkim na regulowane ceny. I na fakt, że energia w Polsce ciągle jest tańsza niż w Niemczech czy Czechach. Eksperci nie mają wątpliwości, że za kilka lat ta sytuacja się zmieni i nastąpi wyrównanie cen, co będzie sprzyjać też wymianie handlowej z naszymi sąsiadami. Ale na razie branża czeka na odejście od regulacji. Decyzja o uwolnieniu cen energii dla gospodarstw domowych jest odkładana w czasie od dwóch lat. To ostatnia grupa odbiorców, dla których cenniki zatwierdza prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Wszyscy pozostali - czyli przemysł i inne firmy - płacą za elektryczność tyle, ile ustalą jej sprzedawcy. Po tym, jak jesienią 2007 r. poprzedni prezes URE podjął decyzję o uwolnieniu cen, a po kilku dniach jego następca wycofał się z niej, trwają dyskusje na ten temat. Według ekspertów obecny rok to najlepszy czas na odejście od kontroli cen ze względu na to, że spadły stawki na rynku hurtowym, a więc i skala podwyżek po uwolnieniu nie byłaby znacząca.
Z drugiej jednak strony fakt, że spółki energetyczne złożyły we wrześniu w URE wnioski taryfowe, proponując nawet 20-proc. wzrost cen dla odbiorców indywidualnych, zdaje się przeczyć opiniom ekspertów. Spółki nie mogą liczyć na pozytywną odpowiedź szefa Urzędu ani na szybką decyzję o uwolnieniu cen - przed końcem roku. W jego opinii bowiem odbiorcy indywidualni nie są wystarczająco chronieni przed nieuzasadnionymi podwyżkami, a osoby najbiedniejsze nie mają zagwarantowanej pomocy finansowej. Zmianami w przepisach, które mogłyby taką ochronę i pomoc zapewnić, musi zająć się parlament (chodzi o zmiany w czterech ustawach), co może potrwać wiele tygodni.
Ceny na polskim rynku hurtowym są teraz niższe niż jeszcze rok temu, gdy przedstawiciele najbardziej energochłonnych firm przemysłowych alarmowali, że zbankrutują z powodu drogiej energii. Sytuacja się zmieniła, bo też obecny rok dla branży jest specyficzny - po raz pierwszy od kilku lat popyt na energię elektryczną spada. Wprawdzie jeszcze na początku roku wydawało się, że spowolnienie gospodarcze jest na tyle znaczące, że zapotrzebowanie będzie niższe nawet o 5-7 proc., ale teraz wszystko wskazuje na to, że spadek wyniesie tylko 3-4 proc. To dla branży dobry sygnał, bo oznacza, że nawet minimalne ożywienie w gospodarce spowoduje, że popyt znów się zwiększy. Tak też prognozują eksperci.