– Nie są to rezultaty nas zadowalające, ale akceptowalne. Mamy za sobą trudny rok – komentuje prezes Zbigniew Rybakiewicz.

Na słabe wyniki grupy wpływ miały m.in. kryzys na rynku samochodowym, spekulacyjne wahania cen ołowiu na londyńskiej giełdzie metali (LME), ale przede wszystkim nieudane przejęcie Baterpolu. Po tym, jak zostało ono zablokowane przez UOKiK, Orzeł Biały musiał zapłacić ponad 5 mln zł kary umownej Polskiemu Cynkowi, od którego miał odkupić katowicką spółkę. W tej chwili Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów rozpatruje odwołanie w tej sprawie. Decyzja ma być znana na wiosnę. – To był duży cios dla grupy. Mimo że w głębi duszy wciąż liczymy na korzystne dla nas rozstrzygnięcie sądu, przygotowaliśmy się również na inną ewentualność – zapewnia prezes Rybakiewicz.

Bydgoska spółka chce inwestować w rozwój technologii, by produkować stopy ołowiu lepszej jakości. Pozwoli to wypracować wyższe marże i ułatwi znalezienie bardziej wymagających zagranicznych odbiorców. Dzięki uruchamianiu zakładów na terenach parków przemysłowych w Bytomiu i Piekarach Śląskich, Orzeł Biały powoli dywersyfikuje produkcję.

Zarząd zapowiada też działania w celu redukcji kosztów i zwiększenia wydajności pracy. Czy spowoduje to powrót do wyników z lat 2006–2008, kiedy zysk netto spółki oscylował wokół 35 mln zł? – Biznes, w którym działamy, jest skorelowany m.in. z kondycją branży motoryzacyjnej oraz wahaniami ogólnej koniunktury, które w ostatnich latach były bardzo duże. To jeden z powodów, dlaczego nie publikujemy prognoz – mówi prezes Rybakiewicz. Obecnie spółka szacuje swój udział w rynku ołowiu na ok. 30 proc.

Wyniki za ostatni kwartał 2009 r. napawają opytmizmem. Grupa Orzeł Biały zarobiła wtedy na czysto 10,7 mln zł, czyli o 43 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2008 r. Według prezesa nieoficjalne dane za I kwartał 2010 r. potwierdzają korzystny trend.Zarząd spółki nie będzie rekomendował wypłaty dywidendy w najbliższych latach.