Wczoraj płacono za nie niewiele ponad 100 zł/MWh. Ale były i takie sesje na TGE, kiedy tymi świadectwami pochodzenia handlowano poniżej 100 zł.
– Tak niska cena certyfikatów utrzymuje się już od 2013 r. Teraz spadła poniżej historycznych poziomów i sprawia, że produkcja energii z wiatraków jest na granicy opłacalności – potwierdza Alicja Chilińska, dyrektor generalna EdF EN Polska.
Na ryzyko zmienności cen na tym rynku narażeni są głównie ci producenci, którzy nie mają umów długoterminowych na odkup tych świadectw pochodzenia. To głównie mniejsi niezależni producenci związani np. z funduszami inwestycyjnymi, ale też zagraniczne koncerny rozwijające odnawialne źródła i państwowe grupy, np. Enea. Jej prezes Krzysztof Zamasz przyznał w ostatnim wywiadzie dla „Parkietu", że zamierza zgłosić do pierwszej aukcji wszystkie moce wiatrowe należące do grupy właśnie z uwagi na to, że nie jest związany takimi kontraktami.
Niektórzy przedsiębiorcy, głównie ci mniejsi, zapowiadają wyjście z Polski lub ograniczenie inwestycji. Przyznają, że w takiej sytuacji wielu inwestorów, którzy finansowali budowę farm długiem, może mieć problem ze spłatą rat (bo spada także cena energii).
Dlatego część z nich czeka na aukcje, które będą organizowane od przyszłego roku. Zbigniew Prokopowicz, prezes Polenergii, twierdzi, że inwestorzy już robią rozeznanie co do ich warunków finansowania tych inwestycji. – One powinny być zdecydowanie lepsze. Farmy w nowym systemie nie będą bowiem narażone na ryzyko zmienności cen na rynku zielonych certyfikatów, bo uzyskają stały 15-letni kontrakt od rządu na odkup energii – tłumaczy Prokopowicz.