Jest córką czechosłowackiego dyplomaty, który uciekł do USA przed komunistami, a sama spędziła wiele lat w Departamencie Stanu, Białym Domu i na Kapitolu. Jeśli więc już zabiera się do pisania książek poświęconych polityce, to można oczekiwać, że zrobi to w interesujący sposób. Czy jej książka „Faszyzm. Ostrzeżenie" jest jednak interesująca?

Nie ukrywam, że podszedłem do niej sceptycznie. Myślałem, że to kolejna publicystyczna salwa w tych „strasznych populistów" nielubianych przez opcję polityczną reprezentowaną przez panią Albright. Spotkało mnie jednak lekko pozytywne zaskoczenie. Owszem, spora część treści była przytoczeniem faktów, które od dawna znałem (np. krótka historia faszyzmu czy rozdział poświęcony Putinowi), ale było tam też sporo ciekawych i nowych rzeczy. Interesująco Albright odmalowała m.in. wenezuelskiego przywódcę Hugo Chaveza czy tureckiego prezydenta Recepa Erdogana (którego przedstawiła zaskakująco ciepło).

Ciekawe były też wspomnienia z misji dyplomatycznej w Korei Północnej. Zaskoczyło mnie też, że prezydent USA Donald Trump jest w tej książce traktowany łagodniej niż np. w typowym felietonie z „Guardiana" czy „New York Timesa".

Albright jest na tyle inteligentna, że nie stawia kropki nad i. Nie nazywa żadnego z populistów faszystą, tylko pisze, co jej się nie podoba w ich polityce. Nie jest jednak niestety w tej krytyce konsekwentna. Np. robi zarzuty Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest on antyrosyjski, a kilkanaście stron wcześniej gani Viktora Orbana za prorosyjskość. Czyżby dla pani Albright właściwą postawą była totalna neutralność wobec Rosji? No cóż ta książka pokazuje, jak widzi świat część możnych liberalnych Amerykanów. HK