Obejmuje ona okres od lutego 2018 r. do wiosny 2019 r. Narracja została doprowadzona aż do publikacji raportu Roberta Muellera, w którym przyznano, że nie ma dowodów na przemyślaną współpracę kampanii wyborczej Trumpa z rosyjskimi tajnymi służbami. Zanim jednak ten raport został opublikowany, trwała pełna zwrotów akcji gra między Białym Domem a ekipą prokuratora Muellera. Wolff odsłania wiele sekretów tej rozgrywki, pozwala zrozumieć różne niuanse amerykańskiej kuchni politycznej, a także dzieli się z nami dużą ilością smacznych i szokujących anegdotek dotyczących Trumpa i jego otoczenia. Otoczenia, na tle którego Trump czasem prezentuje się zaskakująco dobrze.
Część opisanych w tej książce historii pojawiła się już w innych źródłach, ale jest tam też trochę materiału, który naprawdę mnie zaskoczył. Dowiadujemy się np., kto dyktował Bobowi Woodwordowi historyjki, które zamieścił w bardzo niepochlebnej dla Trumpa książce „Strach". Przeczytamy tam też o prezydenckich ambicjach wiceprezydenta Mike'a Pence'a, o kokainowym nałogu saudyjskiego następcy tronu księcia Mohammeda bin Salmana czy też o szczegółach szczytu z Kim Dzong Unem w Singapurze.
Czytając najnowszą książkę Michaela Wolffa, odniosłem jednak wrażenie, że przytłaczająca część jej narracji pochodzi od Stevena Bannona, byłego głównego stratega Białego Domu. Ten, kogo nie lubi Bannon, jest w tej książce obsmarowany. Bannon jest zaś tam na wyrost kreowany na geniusza politycznego. Widać to np. we fragmentach dotyczących kampanii prezydenckiej z 2016 r. Na podstawie relacji Bannona został tam odmalowany mocno karykaturalny portret Paula Manaforta, byłego szefa kampanii Trumpa. A tak się jednak składa, że Manafort, mimo że nie był finansowo uczciwy, to był weteranem kampanii wyborczych mającym więcej sukcesów niż Bannon.
Najnowsza książka Wolffa robi jednak ciekawe wrażenie. To bowiem zwierzenia ludzi, którzy widzą wady charakteru Trumpa, a jednak jest on dla nich fascynującą postacią, która uruchomiła proces ważnych zmian w globalnej polityce i gospodarce. HK