Te, które są temu poświęcone dzielą się zwykle na apologiczne laurki i wspominki uczestników tamtych wydarzeń oraz na książki bardzo ostro wywlekające na wierzch „brudy" z okresu przełomu. U zarania III RP niektórzy twierdzili, że „pierwszy milion trzeba ukraść", więc niestety brudów tych jest sporo. Nową publikacją, która pokazuje polską transformację z komunizmu w kapitalizm w mocno ciemnych barwach jest czwarty tom serii Resortowe Dzieci – tym razem poświęcony środowiskom biznesowym.
Książka Jerzego Targalskiego, Doroty Kani i Macieja Marosza „Resortowe dzieci. Biznes" to książka, która wywołała zadziwiająco mało kontrowersji. A przecież podejmuje ona drażliwy temat: uwikłań biznesmenów we współpracę z komunistyczną bezpieką. Uwikłań również rodzinnych. Autorzy, bazując głównie na materiałach dostępnych w IPN, przyglądają się w niej m.in.: Aleksandrowi Gawronikowi, Ireneuszowi Sekule, Wiktorowi Kubiakowi, Henrykowi i Janowi Kulczykom, Zygmuntowi Solorzowi-Żakowi, Zbigniewowi Niemczyckiemu, Leszkowi Czarneckiemu, Jerzemu Starakowi, Kazimierzowi Pazganowi, Zbigniewowi Grycanowi, Jerzemu Mazgajowi, Teresie Mokrysz, Januszowi Filipiakowi i Mieczysławowi Skołożyńskiemu.
Opisują również aferę FOZZ i działalność tzw. gangu przebierańców. Jeden rozdział jest poświęcony Krzysztofowi Krowackiemu, funkcjonariuszowi wywiadu cywilnego PRL, który sprowadzał do Polski Jeffreya Sachsa, jednego z głównych autorów transformacji gospodarczej w Polsce (Sachs twierdził jednak później, że jego plan wdrożono zupełnie nie tak jak proponował). Obok przypadków ewidentnych są tam bardziej skomplikowane.
Można kwestionować klucz doboru opisywanych postaci, ale autorom być może chodziło o pokazanie szerokiego przekroju problemu. Czy jednak to się im udało? Na pewno niektóre osoby po lekturze rzucą książką z wściekłością o ścianę (i być może zaczną przygotowywać pozwy) inne natomiast przeczytają ją z dużą ciekawością. Odbiór tej publikacji będzie bowiem zależny od tego, jak oceniamy to co się działo w pierwszych latach III RP. Ludzie, którzy są za młodzi, by tamte czasy pamiętać mogą wzruszyć ramionami: „A czy to ważne, jak kto wówczas dorobił się majątku? A czy związki z SB lub partią mu w ogóle w tym pomogły?".
Autorzy przytaczają jednak badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, mówiące, że Polacy z list najbogatszych, którzy mieli związki z SB lub należeli do PZPR mają średnio o 73 proc. większe majątki od biznesmenów, którzy nie mieli takich epizodów w życiorysie.