Po przeczytaniu książki „Złota epopeja" Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol byłem jednak zaskoczony, jak wielu szczegółów tej pasjonującej opowieści nie znałem. Co prawda ta pozycja jest powieścią, ale ściśle opartą na faktach historycznych potwierdzonych dokumentami. Tej opowieści nie trzeba było specjalnie ubarwiać, gdyż obfituje ona w sensacyjne epizody. Najpierw brawurowo i sprawnie przeprowadzona operacja wywiezienia złota Banku Polskiego (naszego ówczesnego banku centralnego) przez Rumunię, Turcję, Syrię i Liban do Francji. Później utrata złota podczas kampanii francuskiej 1940 r. i jego podróż na Saharę. Toczący się w trakcie w Nowym Jorku proces przeciwko Bankowi Francji, który uratował nasze zasoby kruszcu, a w jego tle ciągłe niemieckie i sowieckie naciski na Francuzów, by wydać polskie złoto okupantom. W książce „Złota epopeja" przypomniane zostały tak zasłużone dla naszego kraju postacie, jak płk Adam Koc, płk Ignacy Matuszewski czy dyrektor Zygmunt Karpiński. Przeczytamy w niej również o tym, jak powstawał Narodowy Bank Polski i jak przejął złoto należące do Banku Polskiego. Ostatnio jest moda na to, by deprecjonować dokonania elit II RP, ale ta książka pokazuje, że naprawdę nie musimy się ich wstydzić. Ci ludzie mieli klasę i głowę na karku. Potrafili uratować narodowe zasoby kruszcu, choć niemal wszystkim krajom pokonanym przez Hitlera to się nie udało. Ta książka jest również o życzliwych wobec Polski ludziach w czasie wojny. Nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy np. czytamy stenogram rozmowy rumuńskiego ministra spraw zagranicznych Gafencu z ambasadorem III Rzeszy na temat transportu polskiego złota idącego przez Rumunię.