Dowiadujemy się m.in., że Niemcy były w latach 20. XX w. największym na świecie producentem heroiny, a sąsiednia Holandia zalewała świat produkowaną u siebie kokainą. W trakcie II wojny światowej niemieccy żołnierze masowo łykali pervitin, czyli tabletki z metamfetaminą. Amerykańscy piloci bombardujący Niemcy i Japonię latali wówczas na benzedrynie, czyli rodzaju amfetaminy. Na produkcji tych specyfików zbijały kokosy wielkie firmy farmaceutyczne. Promowały te substancje jako cudowne leki niemal na wszystko.
W książce „Dragi i wojna" można zobaczyć reprodukcje reklam narkotyków sprzed dziesiątków lat. I tak np. amfetamina była reklamowana jako środek pozwalający kobietom zachować szczupłą figurę. Heroina była natomiast zachwalana przez koncern Bayer jako dobry środek na kaszel. Książka ta opowiada również o substancjach legalnych: lekach psychotropowych, alkoholu i nikotynie. Przypomina czasy, gdy 80 proc. dorosłych mężczyzn w Polsce paliło papierosy, a niepalący byli uważani za słabiaków. Prestiżowy magazyn medyczny „Lancet" pisał, że ci, którzy nie palą, mają problemy z dostosowaniem się do społeczeństwa. Papierosy z filtrem były długo uważane na całym świecie za „kobiece". Zmienił to dopiero koncern Marlboro swoją słynną reklamą z kowbojem palącym takiego papierosa.
„Dragi i wojna" jest ciekawą, gawędziarską opowieścią przeplataną twardymi danymi medycznymi o zgubnych skutkach zażywania różnych substancji psychoaktywnych. Często jednak autorzy wchodzą w niepotrzebne dygresje i zbyt swobodnie podchodzą do przypisów (np. cytując moje artykuły z „Uważam Rze Historia"). Zabrakło w tej książce również jednego bardzo ważnego wątku: o narkotykach zażywanych przez ludzi, którym powierzamy zarządzanie naszymi pieniędzmi.