Francja zakazała reklam foreksu, Belgia poszła o krok dalej właściwie całkowicie zabraniając świadczenia usług OTC inwestorom detalicznym. Nad branżą foreksową na Starym Kontynencie gromadzą się czarne chmury?
Tendencję do coraz mocniejszego regulowania rynku potocznie zwanego foreksem obserwujemy również w Polsce i to od kilku lat, w postaci wytycznych Komisji Nadzoru Finansowego, rozporządzeń ministra finansów czy nawet nowych ustaw, jak ubiegłoroczna, ograniczająca dźwignię finansową do 1:100. Nie ulega jednak wątpliwości, że rozwiązanie belgijskie jest pionierskie. Czy to początek szerszego, europejskiego trendu? Trudno powiedzieć, ale rzeczywiście jest takie zagrożenie. Posunięcie Belgów jest zdecydowanie zaskakujące w kontekście nadchodzącego Brexitu i konieczności stworzenia na kontynencie przeciwwagi dla dominacji Londynu jako centrum finansowego. Tymczasem regulacje belgijskie zakazują oferowania dostępu do instrumentów pochodnych nienotowanych na rynku giełdowym. Jednocześnie bardzo wyraźnie zakazano praktykowania agresywnej sprzedaży tego typu usług. Moim zdaniem nadrzędnym celem Belgów była ochrona inwestorów detalicznych właśnie przed tego typu nachalnymi praktykami, a nie inwestowaniem jako takim.
Ostatecznie jednak wylano dziecko z kąpielą, całkowicie zakazując usług OTC, a nie tylko ich nachalnej sprzedaży i reklamowania.
No właśnie. Procedury sprzedaży instrumentów finansowych zaczęto regulować w Unii Europejskiej przynajmniej od 2004 r., kiedy powstała dyrektywa MIFID. Nieetycznej sprzedaży nie powinno się już tolerować od wielu lat. Dlatego łatwo dojść do wniosku, że regulacyjne dokręcanie śruby jest próbą przykrycia nieskuteczności w egzekwowaniu unijnych przepisów.