To były niemal zawody z alternatywnej rzeczywistości – takiej, gdzie w Ukrainie panuje pokój. Rosjanie oraz Białorusini wchodzili do ringu wystrojeni w narodowe barwy jako reprezentanci swoich krajów, a szyku w kuluarach zadawał ich rodak, szefujący Międzynarodowemu Stowarzyszeniu Boksu (IBA) Kremlow, którego łączą bliskie relacje z Władimirem Putinem.
Beztroskę zakłócili nieobecni. Imprezę zbojkotowało 21 federacji, głównie konsekwentnie sprzeciwiających się powrotowi Rosjan do sportu przedstawicieli globalnej Północy. Kremlow oznajmił, że są „gorsi niż hieny i szakale”.
Swoich reprezentantów do Uzbekistanu nie wysłali m.in. Polacy – zbuntował się jedynie 19-letni Oliwier Szot, a może raczej jego ojciec Krzysztof – Amerykanie, Brytyjczycy, Kanadyjczycy, Niemcy, Czesi, Holendrzy, Szwedzi, Norwegowie czy Ukraińcy. To zarówno gest sprzeciwu wobec dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do startu na pełnych prawach, jak i niemal dyktatorskiej władzy Kremlowa, który poszedł na udry z MKOl-em. Wymarzył sobie, że będzie zbawcą szlachetnej dyscypliny, ale okazuje się raczej jej grabarzem.
Kto jest wrogiem boksu
Podzielił środowisko. Reelekcję wygrał w maju ubiegłego roku przez aklamację, bo nie miał rywala. Jedyny opozycjonista, Holender Boris van der Vorst, został zawieszony za organizowanie nielegalnego sojuszu i prowadzenie kampanii poza oficjalnym terminem, a kiedy Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) uznał jego odwołanie, delegaci podczas Nadzwyczajnego Kongresu zagłosowali, że powtarzanie wyborów nie ma sensu. To było zwycięstwo rubla. Kremlow przecież groził kiedyś, że jeśli straci stanowisko, to Gazprom wycofa się z finansowania IBA.
MKOl federacji nie uznaje – zawiesił ją w 2019 roku, zaniepokojony złym zarządzaniem, korupcją i sędziowskimi przekrętami – a dyscypliny nie ma w programie kolejnych igrzysk, które za pięć lat odbędą się w Los Angeles. Chciałaby to zmienić opozycja. Formalizuje się i rośnie w siłę, choć nie tak szybko, jak chcieliby jej członkowie. Główni oponenci Kremlowa założyli własną organizację World Boxing. Amerykanie zrezygnowali nawet z członkostwa w IBA, aby dać przykład, ale akurat w tym przypadku nikt nie poszedł jeszcze ich śladem, choć niewykluczone, że to kwestia czasu.