Tomasz Czechowicz: Digitalizacja to niesamowita szansa dla rozwoju naszego regionu

Ukraina została odcięta od rosyjskiego ekosystemu gospodarczego. Miejsce rosyjskich dostawców zajęły firmy europejskie, w tym głównie z naszego regionu – mówi Tomasz Czechowicz, założyciel i prezes MCI Capital, w rozmowie z Andrzejem Stecem.

Publikacja: 04.03.2023 08:42

fot. r. gardziński

fot. r. gardziński

Foto: fot.: Robert Gardzinski

Do którego z filmowych bohaterów jest panu bliżej: wilka z Wall Street czy Gordona Gekko?

Zdecydowanie do wilka z Wall Street. Leonardo DiCaprio (grający wilka z Wall Street) siedział nawet obok mnie na kolacji w White Ocean Camp podczas Burning Man 2017. Chociaż go od razu nie poznałem (śmiech). To takie Davos XXI wieku. Odbywa się na pustyni. 51 proc. udziałów organizatora tego ważnego dla naszej branży wydarzenia ma amerykański Google. Bierze w nim udział bardzo dużo osób ze światowego high techu, ale też artyści i ludzie mediów. Niestety, nigdy nie miałem przyjemności spotkać Michaela Douglasa grającego Gordona Gekko.

Czytaj więcej

MCI szuka inwestycyjnych okazji

Tak już poważniej, MCI Capital to dzisiaj jeden z największych funduszy private equity w naszym regionie Europy. Czuje się pan człowiekiem sukcesu?

Pod względem portfela i liczby przeprowadzonych transakcji MCI jest jednym z trzech największych inwestorów private equity (PE) działających w regionie Europy Środowo-Wschodniej (CEE) obok Mid Europa i Enterpise Investors i jedynym z własną bazą kapitałową (2 mld zł kapitału własnego). W naszym segmencie, tj. transakcji digital/technology o enterprise value, w wysokości 50–250 mln euro, w regionie CEE jest realizowanych około 10 takich transakcji rocznie. My mamy 10 proc. tego rynku. Chcemy mieć 20 proc. lub więcej i liczymy, że transakcji będzie przybywać, choćby dlatego, że gospodarka cyfrowa w naszym regionie szybko się rozwija. Poza tym fundusze PE, które skupiają się na długoterminowym wzroście wartości spółki, trochę zastępują giełdę, gdzie, jak wiadomo, występuje cykliczność – raz jest hossa, raz bessa i kłopot z wycenami.

Jesteśmy dumni z naszej pozycji. Zawdzięczamy to ciężkiej pracy całego naszego zespołu, jak również rynkowi kapitałowemu w Polsce i CEE, który dał nam taką możliwość. Pojęcie sukcesu jest względne. Myślę, że przed nami kolejne etapy rozwoju w CEE, a także – na co też bardzo liczymy – potencjalne szanse na wyjście poza region CEE.

Jak wojna w Ukrainie wpłynęła lub wpływa na wasz biznes? Według niektórych banków inwestycyjnych Europa po wschodniej stronie Odry to strefa wojenna.

Wojna w Ukrainie to oczywiście tragedia. Generalnie uważamy jednak, że to, co się stało na wschodzie, jest i będzie bardzo pozytywne dla polskiej gospodarki i całego regionu.

Dlaczego?

Rosja, Ukraina i Białoruś zostały tak naprawdę odcięte od kapitału. Trudno będzie tam budować jakiekolwiek globalne spółki. Tam też są jednak technologiczne i przedsiębiorcze talenty. Sądzimy, że nastąpi ich silna migracja przede wszystkim do naszego regionu. Poza tym kraje CEE są granicą na tej wschodniej ścianie, tak więc to z tego kierunku będzie płynęła tam dystrybucja dóbr czy usług.

Czytaj więcej

MCI: czas zakupów

W przypadku pozytywnego scenariusza, czyli zakończenia wojny, zainteresujecie się również tamtejszym rynkiem?

Po części już tam jesteśmy. Nasze niektóre spółki portfelowe tam operują. Najlepszym przykładem jest Answear, który obecnie ma większy biznes w Ukrainie, niż to było przed wojną.

Ukraina została odcięta od rosyjskiego ekosystemu gospodarczego. Miejsce rosyjskich dostawców zajęły firmy europejskie, w tym głównie z naszego regionu. Dotyczy to zarówno obszaru B2B jak i B2C.

W Ukrainie powstało wiele ciekawych firm technologicznych. Wiele z nich przeniosło się na przykład do Warszawy. Przyglądamy się im. A bezpośrednie inwestycje w Ukrainie? Potrzeba dłuższego czasu, od trzech do pięciu lat. Nie chcemy być pionierami ryzyka.

MCI stawia głównie na technologiczne biznesy i inwestycje. Od strony ludzkiej nie obawia się pan tej całej cyfryzacji, digitalizacji, robotyzacji…?

Digitalizacja to najważniejsza szansa gospodarcza ostatnich 20 lat i zapewne kolejnych 20 lat. Rozlewa się powoli w każdej części gospodarki i życia. Przyczynia się do poprawy efektywności przedsiębiorstw, przyspiesza globalizację, tworzy nowe produkty i usługi. Jest niesamowitą szansą dla rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej, szczególnie w kontekście tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Od strony ludzkiej oczywiście wszechotaczająca cyfryzacja tworzy pewne zagrożenia (są one jednak w pełni zarządzalne), ale saldo korzyści zdecydowanie je przewyższa.

I mamy sztuczną inteligencję, która – według niektórych – przejmie kiedyś władzę nad światem.

Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych (śmiech). Pewnie są osoby, które lepiej są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie widzę tego ryzyka w modelach biznesowych.

Czytaj więcej

MCI pokazuje wyniki

Czas więc na pytanie od sztucznej inteligencji. Poprosiłem ją o jedno pytanie do pana i proszę, oto ono: Jakie są najważniejsze kryteria Tomasza Czechowicza, którymi kieruje się przy wyborze projektów do inwestycji?

Mamy swój określony, sprecyzowany model działalności, dopasowany do rozwoju regionu i wielkości naszego funduszu. Jesteśmy inwestorem private equity, więc szukamy cyfrowych spółek wzrostowych (dwucyfrowy wzrost) o pewnej dojrzałości i skali biznesowej (5 mln euro wyniku EBITDA lub 10 mln euro ARR, czyli Annualised Revenue Run Rate), w których możemy zbudować dodatkową wartość poprzez doskonalenie ich cyfrowego DNA lub konsolidację rynku albo międzynarodową ekspansję w regionie CEE, Europie lub globalnie. Inwestujemy 25–100 mln euro we współkontrolę lub kontrolę. Najczęściej kupujemy od innych funduszy private equity, venture capital, od sponsorów strategicznych, w transakcjach public private equity oraz public to private i, co ostatnio dynamicznie się rozwija, w modelu transformacji założycielskiej.

Czy poza liczbami, Excelem zwracacie uwagę na element ludzki?

Nie mówimy o transakcjach typu venture capital, w których „inwestuje” się w założyciela. W ramach transakcji PE inwestuje się w firmę. Z reguły to my wzmacniamy bądź budujemy te zespoły menedżerskie, zwłaszcza przy transakcjach typu founder succession.

Jak to się wszystko zaczęło? Skąd pomysł właśnie na inwestycje, fundusz PE? Ryzykował pan czy szedł „na pewniaka”?

Od 1995 r. widziałem szanse na inwestycje w spółki technologiczne. Zacząłem to jeszcze robić w JTT, gdzie przeprowadziliśmy dwie transakcje tego typu – jedna była bardziej venture capital (kasy fiskalne Karpińskiego), a druga private equity (wykup prywatyzowanych zakładów produkujących centrale telefoniczne).

Po założeniu MCI spotkałem Patricka McGoverna, twórcę IDG Ventures (dziś to największy VC na świecie) oraz Matsusita Son – twórcę japońskiego Softbanku, i to utwierdziło mnie w przekonaniu, iż przejmowanie firm, rozwijanie i tzw. wyjścia to najfajniejszy biznes na świecie.

MCI powstało w maju 1998 r. Siedziałem na jachcie gdzieś w Chorwacji i przygotowałem 80 stron prezentacji na temat planowanej działalności. Zaczynaliśmy od konsultingu, aby się utrzymać, i równocześnie zbieraliśmy kapitał oraz szukaliśmy transakcji. Pierwszą inwestycją był CCS, integrator systemów z Wrocławia, który m.in. wprowadził SAP-a na polski rynek. Był to management buy out od niemieckiego założyciela. Trafiliśmy w punkt, bo już chwilę później nastąpił boom związany ze zmianą tysiąclecia i koniecznością stabilizowania systemów informatycznych. Potem były inne transakcje: Bankier.pl, Poland.com, Travelplanet i nasze IPO na GPW w grudniu 1999 r.

W 2024 r. będziecie świętować 25-lecie MCI Capital. W tym czasie zrealizowaliście ponad setkę inwestycji, blisko 70 tzw. wyjść. Ma pan taką jedną, wybraną, ulubioną, z której jest pan szczególnie dumny i zadowolony?

Nie mam takiej jednej transakcji. Chyba najbardziej zadowoleni jesteśmy z tego, że mamy bardzo równy i regularny track record. To znaczy, że nie jesteśmy funduszem jednej transakcji. Jestem dumny z tego, iż inwestorzy, którzy nam zaufali, kupując od nas spółki, to największe tuzy strategiczne i private equity w Europie i na świecie, takie chociażby jak Intel Corporation, Paypal, Goldman Sachs, TA Associates czy technologiczny gigant Naspers. Co ważne, wszystkie transakcje w ramach PE, z których wyszliśmy, przyniosły nam dodatnią stopę zwrotu. Przeciętnie 2,5–4-krotność zainwestowanych pieniędzy. Z transakcji VC zrezygnowaliśmy sześć lat temu. Dlaczego? Bazują na wycenach i cykliczności rynku. Poza tym około 50 proc. takich inwestycji z czasem idzie „pod wodę”. Tylko 10 proc. portfela pracuje na wynik całego funduszu. Trzeba więc upolować jednorożca, aby osiągnąć dobry wynik w całym portfelu. Uwzględniając poziom ryzyka i braku płynności, doszliśmy do wniosku, że jest to trudna klasa aktywów.

Mówi się, że dobry makler ma trzy udane transakcje i dwie nieudane. A porażka? Jedna, która szczególnie boli i zapadła panu w pamięci?

Dla mnie jest to JTT-Computer i rola oraz odpowiedzialność państwa polskiego za zaistniałą sytuację. Byłem założycielem tego producenta komputerów. Byliśmy dumą Wrocławia, mieliśmy iść na giełdę, a skończyliśmy z upadłością (urzędnicy skarbowi zarzucili spółce działanie na szkodę państwa, zmuszając do zapłaty 10 mln zł podatku i kar – red.). Po 15 latach sporów sądowych uzyskaliśmy ostatecznie 5 mln zł rekompensaty (10 proc. wcześniej już przyznanej kwoty) z wyjaśnieniem, że inwestor musi kalkulować ryzyko błędów państwa. Tylko czy to jest porażka? Raczej pewna nauka i doświadczenie.

Od ponad dwóch dekad MCI notowany jest na warszawskiej giełdzie. Korzystacie z „uroków” bycia spółką publiczną? Czy dzisiaj to raczej problemy, koszty, czynniki ryzyka…?

Jesteśmy namawiani, aby rozpocząć notowania również za granicą (np. w Londynie czy Sztokholmie), ale nie widzimy takiej potrzeby. W przypadku naszego modelu (fundusz private equity) obecność na warszawskiej giełdzie jest zaletą, choć borykamy się z bardzo wysokim dyskontem w stosunku do naszych aktywów (NAV).

Z drugiej strony dajemy pełną transparencję dla naszego otoczenia finansowego, banków. Jesteśmy spółką publiczną i zarazem TFI, więc obowiązują nas podwójne regulacje. Ale to pomaga. Nasze doświadczenia z Komisją Nadzoru Finansowego są pozytywne. Regulator trzyma dyscyplinę, a dla instytucji finansowych to ważne.

Korzystamy z elementów dłużnych (jak obligacje) i chcemy je rozwijać. Od dawna nie korzystamy za to z emisji akcji. W momencie debiutu pozyskaliśmy około 10 mln USD i do dzisiaj oddaliśmy akcjonariuszom – w postaci dywidendy czy skupów akcji – kilka razy więcej. Pod kątem takiego wskaźnika jesteśmy zapewne w czołówce giełdowych firm. Obecny nasz free float (około 20 proc.) to minimum, aby obecność na giełdzie miała sens. Natomiast dla wielu spółek, szczególnie technologicznych czy cyfrowych, giełda rzeczywiście może nie być optymalnym modelem.

Gdzie będzie MCI Capital za dekadę?

Trzymam kciuki za dynamiczny rozwój regionu CEE (to obecnie najciekawszy region w całej Europie), utrzymanie przez nas naszej mocnej pozycji w CEE oraz udaną, ewentualną ekspansję paneuropejską.

Dlaczego w Polsce mamy tak mało jednorożców? Polacy nasycają się skalą w kraju? Czy może brakuje nam odwagi na wyjście z kraju i przeskalowanie? A może chodzi o jeszcze coś innego?

Generalnie nie jest tak źle. Polecam raport Digital Champion 2022 przygotowany przez Digital Poland, którego zresztą jesteśmy partnerem. Okazuje się, że w Polsce mamy najwięcej dużych spółek technologicznych z całego regionu CEE. Powoli stajemy się europejskim centrum e-commerce. Proszę spojrzeć też chociażby na producentów gier. Natomiast relatywnie, w relacji do wielkości PKB czy populacji, wypadamy rzeczywiście już gorzej niż na przykład Estonia czy Czechy.

Również przeważają u nas „narodowe” lub regionalne czempiony względem globalnych lub europejskich. Wynika to ze sporej wielkości naszej gospodarki (co ułatwia budowę dużej, lokalnej firmy) w porównaniu z innymi, mniejszymi krajami w CEE (w których od razu myśli się o ekspansji zagranicznej) oraz mniejszego doświadczenia liderów w ekspansji międzynarodowej lub globalnej. Ten drugi element jednak się zmienia na plus.

W ostatnich latach przybywa czarnych łabędzi. Skąd nadleci kolejny?

Wierzę, że po covidzie, wojnie w Ukrainie i inflacji powinno przyjść uspokojenie. Oczywiście jest ryzyko dalszej eskalacji, czy to na wschodzie, czy w Azji, ale mam nadzieje, że do tego nie dojdzie. Mieliśmy kryzys w latach 2009–2012 i później wiele lat spokoju.

Pamiętam debatę sprzed kilku lat, którą miałem przyjemność moderować. I wtedy powiedział pan, pytany o potencjalnego czarnego łabędzia, że będzie to wielka, globalna awaria internetu. Podtrzymuje pan to?

Patrząc na nasz portfel składający się z firm cyfrowych, technologicznych, to faktycznie teoretyczne wyłączenie internetu byłoby dla nas głównym czynnikiem ryzyka. Pytanie, czy jest realne. Mam nadzieje, że raczej nie.

Czym powinien charakteryzować się „dobry” inwestor?

Tu jest prosta odpowiedź: osiągniętym wynikiem z inwestycji. Każdy jest inny, każdy ma inne podejście. Trzeba mieć sposób i strategię, aby zbudować sobie przewagę na rynku i osiągnąć wartość dodaną. W naszym wypadku szukamy spółek w trwałym trendzie wzrostowym, mamy nasz region, specjalizację w cyfryzacji…

Czy Tomasz Czechowicz ma wzorzec do naśladowania? W Polsce lub na świecie. Może Warren Buffett?

Nie. W naszym sektorze jest taki wzór. To mała znana w Polsce firma Thoma Bravo i jej szef Orlando Bravo. Mówimy o największym dziś technologicznym funduszu PE na świecie. Bardzo cenię sobie ich myślenie o wartości. Ich koncepcją było i jest inwestowanie w dochodowe spółki software. Dla nas to benchmark jakości i skutecznego inwestowania. Przyglądamy się z ciekawością temu, co robi Elon Musk, który, jak się wydaje, wszedł w biznes PE. Zobaczymy, jak to się skończy w jego przypadku (śmiech).

Na koniec tradycyjne pytanie: co robi Tomasz Czechowicz w wolnej chwili? Chyba nie preferuje pan wygodnego fotela i włączonej TV?

Ja zawsze lubiłem sport i naturę. I pozostaję temu wierny. Mogę nawet powiedzieć, że jestem uzależniony od sportu, ale to chyba najlepsze uzależnienie, jakie może być w naszym życiu.

Tomasz Czechowicz jest przedsiębiorcą od 1985 r. Od ponad 20 lat jest inwestorem venture capital/private equity. Założyciel i partner zarządzający w MCI Capital. W latach 1990–1998 współzałożyciel oraz prezes JTT Computer, wiodącego producenta komputerów w Europie Środkowej z przychodami ponad 100 milionów dolarów. W 2001 r. Światowe Forum Ekonomiczne w Davos przyznało mu tytuł „Globalnego Lidera Jutra” za wyczucie rynku, profesjonalizm, wizję oraz skuteczność biznesową. Członek rad nadzorczych oraz organów doradczych spółek z portfela MCI Capital w całej Europie.

Absolwent Politechniki Wrocławskiej, Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu oraz programu Executive MBA Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i University of Minnesota.

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?