Niska cena iskry bożej

Młoda sztuka jest szokująco tania. Najwięcej jest aukcji, gdzie ceny wywoławcze wynoszą 500 zł.

Publikacja: 28.03.2015 18:12

Na aukcji charytatywnej 28 marca od 100 zł licytowana będzie kompozycja Grupy Monstfur

Na aukcji charytatywnej 28 marca od 100 zł licytowana będzie kompozycja Grupy Monstfur

Foto: Artinfo.pl

Sukces! Tydzień temu nieśmiało zapraszałem czytelników na Targowisko Sztuki Studentów ASP w Arkadach Kubickiego Zamku Królewskiego w Warszawie (www.targowiskosztuki.pl). Asekurowałem się, że młodzi artyści, wolne ptaki, mogą nie przyjść, bo nie zawsze się budzą przed południem. Przez to oferta może być słabsza. Było super.

Goście masowo przyszli z małymi dziećmi lub z wnukami. Paroletnie dzieci spontanicznie kładły się na zamkowej podłodze (kostka z dębiny) i wpatrywały się w stojące pod ścianami obrazy. Rośnie prawdopodobieństwo, że w przyszłości będą przyprowadzały własne dzieci i wnuki na targi sztuki.

Jaki jest zysk z chodzenia na targowisko? Kupimy obraz artysty, który być może zostanie następcą Wilhelma Sasnala. Sasnal stał się w Polsce synonimem międzynarodowego rynkowego sukcesu.

Jest jeszcze większy zysk. Student odpowie na każde nasze pytanie. Wyjaśni, jak powstaje obraz, grafika lub ceramika. W galerii lub w muzeum czujemy irracjonalne skrępowanie. Boimy się, że poziom pytań nas skompromituje. Na targowisku panuje luz. Zyskiem jest edukacja, oswojenie się ze sztuką.

Na targowisku już za 20 zł można było kupić atrakcyjne malarstwo do dziecięcego pokoju. Na przykład na stoisku Aleksandry Kosmali leżało portfolio z akwarelami przedstawiającymi kolorowe ptaki. Dzieci z uwagą przeglądały portfolio i zdecydowanie wybierały. Kolejne targowisko 26 kwietnia.

Potrzebni mecenasi sztuki

Młoda sztuka jest szokująco tania. Od lat na krajowym rynku najwięcej jest aukcji młodej sztuki, gdzie wszystkie ceny wywoławcze wynoszą 500 zł. Nierzadko cena wywoławcza wynosi 300 zł, a nawet mniej.

Załóżmy, że obraz anonimowego, startującego malarza kupiono za 500 zł. Można oszacować, jaki w tym jest koszt materiałów. Pozostała niewielka kwota to cena przysłowiowej iskry bożej, czyli talentu. Obraz o formacie 60 na 60 cm artysta maluje średnio trzy–pięć dni. Teoretycznie zatem może wyprodukować i sprzedać kilkanaście obrazów miesięcznie. To tylko teoria, bo nasz mały rynek nie jest tak chłonny. W 2014 r. było bodaj 56 aukcji najmłodszej sztuki. W tym roku będzie ich ok. 80 na ok. 200 wszystkich aukcji sztuki.

Na targowisku lub na aukcji możemy wybrać artystę-debiutanta. Będziemy kibicować mu przez całą jego karierę. To także jest zysk o wielkim znaczeniu. W Polsce demonizuje się finansowe korzyści na rynku sztuki. Pomija się przeżycia wynikające z obcowania ze sztuką. Nie opłaca się patrzeć na obraz jak na lokatę, bo to rodzi stres.

Obraz nad kanapą nie musi być tylko konwencjonalną dekoracją. Możemy się do tego obrazu przywiązać jak do najbliższej osoby. Tak samo możemy się przywiązać do artysty, zostać jego mecenasem. Przeżycia z tym związane będą wielkim i emocjonalnym zyskiem.

Można być mecenasem w różnej skali. Są gotowe wzory. Przypomnę, jak ze światowym rozmachem patronował młodej polskiej sztuce przedsiębiorca Mariusz Świtalski. Ufundował on nagrodę artystyczną w wysokości 100 tys. zł, która przyznawana była w latach 2000–2005.

Konkursy organizowane przez Świtalskiego były całorocznym świętem sztuki. Na rozstrzygnięcie miesiącami czekano w napięciu. We wrześniu ogłaszano konkurs, a w kwietniu następnego roku w warszawskiej Królikarni (oddział Muzeum Narodowego) odbywała się dobrze nagłaśniana przez media uroczystość oraz wystawa finałowej setki uczestników konkursu.

Przykładów nie brakuje

Jako reporter ustaliłem, że jeden z laureatów za nagrodę kupił sobie pracownię, czyli zawodowo ustawił się na całe życie. Przy okazji różne prestiżowe firmy przyznawały swoje nagrody. Na przykład firma Talens, światowy producent farb.

O wyborze laureata decydowało międzynarodowe jury. Zasiadali w nim uznani w świecie krytycy sztuki np. z USA, Francji, Włoch, Szwecji. Po wystawie, szeroko komentowanej przez prasę, dom aukcyjny Rempex organizował aukcję obrazów finalistów. Odbywała się ona w Hotelu Europejskim. Wydawano katalog.

Konkursy zostały przerwane, ponieważ doszło do nieporozumień między mecenasem a wydawcą miesięcznika „Art and Business". Świtalski kupił również ten miesięcznik, któremu groziło zamknięcie z uwagi na nierentowność. Faktem jest, że za czasów Świtalskiego było to świetne poradnicze pismo o rynku sztuki i kolekcjonerstwie. Od lat w Polsce brak takiego pisma.

W dwudziestoleciu międzywojennym było mnóstwo prywatnych mecenasów sztuki, którzy kochali obrazy. Adwokaci, lekarze z pozytywistyczną pasją, z własnej kieszeni pomagali młodym, aby ci rozwinęli talent. Arystokrata Jan Mycielski z Wiśniowej zapraszał młodych artystów Hannę Rudzką Cybisową i Jana Cybisa do swojego majątku. Handlowiec i ekonomista Stefan Laurysiewcz wspomagał finansowo paryskie studia młodych z grupy Komitet Paryski. Można wyliczyć setki przykładów.

O wielu przedsiębiorcach z dwudziestolecia nikt by dzisiaj nie pamiętał, gdyby nie byli mecenasami sztuki. Zyskali nieśmiertelność. W monografiach np. o Witkacym wydrukowano biogramy jego mecenasów, ich listy, fotografie. Wyliczono obrazy, które kupili lub zamówili.

Gwarancji zysku nie ma

Dzisiejszych prywatnych mecenasów wyliczyć można na palcach obydwu rąk. Na przykład przedsiębiorca Aleksander Sawicki funduje katalogi wystaw swoim ulubionym malarzom. Nie ma z tego odliczeń podatkowych. Nie ma zysków wizerunkowych, ponieważ działa dyskretnie, stroni od prasy. Ma za to pozytywne przeżycia wynikające z kibicowania debiutantom. Zafundował katalog do wystawy np. Katarzyny Karpowicz Szymerkowskiej (ur. 1985) w warszawskiej Galerii Art.

Żaden młody nie wybije się sam. Powtarzam do znudzenia, że po ośmiu latach organizowania aukcji najmłodszych średnia cena sprzedaży wynosi ok. 1,2 tys. zł. To za mało, żeby malarz sam sobie wydał katalog lub zorganizował wystawę.

Powoli pojawia się czołówka. Niektórzy malarze wyróżniają się z tła. Chętnie reprodukuję obrazy Małgorzaty Jastrzębskiej utrzymane w duchu abstrakcji geometrycznej, bo malarka stworzyła własny styl rozpoznawalny na pierwszy rzut oka.

Podobnie ma swój styl np. Longin Szmyd, którego obraz można kupić na aukcji 28 marca w Antykwariacie AB w Krakowie. Warto czytać biogramy w katalogach, wówczas zauważymy, że nie wszyscy autorzy są najmłodsi w sensie metrykalnym. Są młodzi duchem. Szmyd urodził się w 1953 roku. Ma perfekcyjny warsztat, a jego obrazy są od razu rozpoznawalne.

28 marca na aukcji charytatywnej Fundacji Ewy Błaszczyk już za 100 zł kupić można obraz grupy artystycznej Monstfur. Wsławiła się ona wystawieniem na ubiegłorocznych warszawskich Targach Sztuki pomalowanego przez siebie nowego modelu luksusowego terenowego auta. Lokomotywą aukcji w Desie Unicum 14 kwietnia będzie Janina Zaborowska (ur. 1978), której obraz „Czerwony koń" zdobi aukcję katalogu. Czy obrazy tych malarzy mają wartość inwestycyjną, czy radykalnie podrożeją?

Nikt fachowy i rzetelny nie zagwarantuje tego. Nie da się tego przewidzieć, tym bardziej zaplanować. Wspomniany powyżej Andrzej Starmach jest najwybitniejszym polskim marszandem. Od kilkunastu lat dopuszczany jest do udziału w najlepszych międzynarodowych targach sztuki Art Basel w Bazylei. Starmach miał debiutanta Wilhelma Sasnala na miejscu w Krakowie, ale nawet on nie przewidział, że obrazy Sasnala szybko i szokująco zdrożeją.

Zanim wybierzemy się kupować sztukę, najpierw kupmy w antykwariacie „Słownik terminów plastycznych". Przed laty były dwie edycje, PWN oraz Wiedzy Powszechnej. Jasno zdefiniowano tam różne techniki artystyczne i pojęcia z dziedziny sztuki. Po lekturze więcej zrozumiemy i zobaczymy na rynku.

[email protected]

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy