Budimex: Będziemy rosnąć szybciej niż rynek

WYWIAD | Dariusz Blocher z prezesem Budimeksu rozmawia Adam Roguski

Publikacja: 04.07.2017 06:37

Budimex: Będziemy rosnąć szybciej niż rynek

Foto: Archiwum

W I kwartale Budimex rósł szybciej niż rynek – przychody segmentu budowlanego wzrosły o 6,5 proc., a produkcja budowlano-montażowa urosła o 3,9 proc. Rynek wstaje z kolan po fatalnym 2016 r. Jakie są pana przewidywania na dalszą część roku dla spółki i jej otoczenia?

Według szacunków GUS w maju produkcja budowlano-montażowa urosła o 8 proc., a narastająco po pięciu miesiącach o 4,5 proc. wobec 12,5-proc. spadku rok wcześniej. Mówiłem wcześniej, że oczekuję jednocyfrowego tempa wzrostu rynku w tym roku. Niektórzy analitycy zakładają nieco lepszy wynik, ale ja podtrzymuję swoje przewidywania. Powinniśmy mieć do czynienia ze wzrostem rzędu 7-8 proc., a nie kilkunastu.

Budimex też będzie rosnąć, trochę szybciej niż rynek, zapewni nam to portfel zamówień. Będzie to widoczne głównie w II półroczu, harmonogram realizacji kontraktów układa się tak, że większość przychodów zaksięgujemy właśnie w tym okresie.

W I kwartale nie zdobyliście żadnego kontraktu drogowego, dopiero w ostatnim czasie udało się wygrać kilka przetargów. Czy wracacie do gry na stałe?

W I kwartale nie pozyskaliśmy żadnego kontraktu z dwóch powodów. Po pierwsze, GDDKiA prowadziła niewiele postępowań. Teraz, kiedy przyjęto Krajowy Program Drogowy, spodziewam się poprawy sytuacji.

Reklama
Reklama

Po drugie, kiedy na początku roku otwarto oferty w kilku pierwszych przetargach po długiej przerwie, to okazało się, że niektóre firmy zagrały bardzo agresywnie – proponowane ceny w ofertach były naprawdę bardzo niskie. Nie mamy zamiaru składać ofert, które będą oznaczały poniesienie straty na kontrakcie – przecież baza kosztów już rośnie: brakuje fachowców, płace idą w górę, drożeją kruszywo, silikaty czy roboty żelbetowe.

Mimo wszystko perspektywa jest niezła. GDDKiA ma przygotowane przetargi, tylko czekały „na półce" na zatwierdzenie Krajowego Programu Drogowego. Kluczowe będzie to, jakie będą oferty cenowe w przetargach. Liczymy, że spółki poważnie i odpowiedzialnie podejdą do kalkulacji, a zamawiający będzie wnikliwie badał oferty pod względem tego, czy są realne do wykonania za proponowane pieniądze. Zwłaszcza że de facto cena jest wciąż głównym kryterium, ponieważ wszyscy deklarują maksymalnie krótki termin wykonania i długi okres gwarancji.

Czyli wciąż można byłoby poprawić prekwalifikację?

Prekwalifikacja to dziś tylko sprawdzanie kwestii technicznych, w efekcie do składania ofert dopuszczanych jest po 20 firm. Narzędzia do weryfikowania ceny są relatywnie słabe, zamawiający ma obowiązek weryfikacji ceny, jeśli odstaje ona o 30 proc. od budżetu i może zweryfikować jeśli odbiega od średniej ze złożonych ofert. Jednak dziś struktura ofert wygląda tak, że o znaczną różnicę trudno. Z kolei budżet zamawiającego nie zawsze jest adekwatnym punktem odniesienia. Zamawiający powinien być wyposażony w narzędzia prawne do bardziej elastycznej weryfikacji ceny, jednak powtórzę – to firmy powinny składać bardziej odpowiedzialne oferty.

Czy coś się poprawiło, jeśli chodzi o współpracę z zamawiającym i rozkład ryzyka między zamawiającego i wykonawcę?

Na pewno dziśdużo lepiej nam się rozmawia i pracuje, pojawiły sięzaliczki, możliwość wcześniejszego zakupu materiałów. Wciąż jednak warto poprawić kilka rzeczy.

Reklama
Reklama

Mamy coraz większą ingerencję zamawiającego w relacje generalnych wykonawców z podwykonawcami, co powoduje nikomu niepotrzebną „papierologię”. Nie tędy droga do ochrony podwykonawców – kluczem jest dobry dobór generalnych. Przecież tak naprawdępodwykonawcy najbardziej ucierpieli na tych kontraktach, gdzie generalny wykonawca zszedł z placu budowy lub został wyrzucony.

Drugi problem to tzw. inżynieria wartości – wykonawcy teoretycznie mogą zaproponować ulepszenia w projekcie, wykorzystując swój know-how, by nakłady były mniejsze przy zachowaniu jakości. Ale tak naprawdępole do zmian jest ograniczone. Co więcej, niekorzystny jest też sposób dzielenia się uzyskanymi oszczędnościami – 90 proc. zabiera zamawiający. Czy to uczciwa zapłata za zastosowanie know-how firmy? Dochodzi do paradoksu, że nie opłaca się proponowaćzmian mających na celu zoptymalizowanie kosztów inwestycji.

Wreszcie wciążczekamy na wypracowanie wzoru umowy na roboty budowlane.

Rozmowy się toczą, myślęże uda się uzgodnić zadowalające rozwiązanie.

Dużo się mówi o presji na marże, jakie może wypracowywać Budimex względem bardzo dobrego 2016 r.

W 2016 r. uzyskaliśmy bardzo dobrą rentowność w sektorze budowlanym rzędu 8,4 proc. na poziomie zysku operacyjnego. Rozliczaliśmy wtedy starsze kontrakty, zawarte na bardzo dobrych warunkach i realizowane w „dołku kosztów". Siłą rzeczy to się nie powtórzy. Dziś obserwujemy wzrost kosztów, a zawarty w umowach mechanizm indeksowania cen nie kompensuje tego wzrostu. Paradoksalnie nieszczęściem jest to, że mamy boom w mieszkaniówce, na który nakłada się rosnąca aktywność w inwestycjach infrastrukturalnych. W efekcie brakuje specjalistów. Częściowo ten niedobór uzupełniają pracownicy zagraniczni. Likwidacja przez UE wiz dla obywateli Ukrainy spowoduje jednak pewien odpływ tej grupy z naszego rynku, szacuję go na około 20 proc. Nie jesteśmy jako kraj w stanie konkurować wynagrodzeniami z Zachodem. Niestety, tak jeszcze będzie przez jakiś czas. Należałoby stworzyć warunki, wydawać dłuższe pozwolenia na pracę, np. dwuletnie zamiast półrocznych. Nie tylko zresztą dla Ukraińców i nie tylko w budownictwie. To by ustabilizowało rynek.

Reklama
Reklama

Podsumowując, presja na marże w przypadku realizowanych kontraktów i na uzyskiwaną przez nas rentowność pojawi się raczej w kolejnych latach. Na osiem miesięcy do przodu roboty są rozdane, ceny mamy w miarę zabezpieczone. A czy w nowych kontraktach marże będą lepsze? Zobaczymy. Jak mówiłem – w dużej mierze zależy to od firm i ich ofertowania. To dotyczy wszystkich segmentów rynku.

W takiej sytuacji Budimex będzie się skupiać się na zwiększaniu przychodów, by zarabiać podobne lub większe pieniądze co wcześniej, nawet przy niższej marży.

Mówiliśmy dużo o drogach, a jakie są perspektywy na kolei?

Pod względem przetargów po marnym 2016 r. mieliśmy relatywnie dobry IV kwartał i I połowę 2017 r. Z tym że „wygłodniałe" prac firmy rzuciły się na przetargi i tam ceny były jeszcze niższe niż na drogach. Obserwujemy jednak, że tu sytuacja szybciej wraca do normy, po części dlatego, że firm startujących w przetargach jest mniej. Zdobyliśmy kontrakty za niemal 1 mld zł, czyli 10 proc. rynku. To dla nas zadowalający poziom. Jak tylko otrzymamy dostawę nowego sprzętu, powalczymy o więcej. Chcielibyśmy zdobyć około 15 proc. rynku, choć nie przywiązujemy się sztywno do tej wartości.

W tym segmencie rynku wyzwań też jest dużo. PKP PLK musi rzucać przetargi na rynek, bo na inwestycje zabudżetowano ponad 60 mld zł, a wartość podpisanych umów to tylko 20 proc. tej kwoty. Zaawansowanie przy drogach to 50 proc. Mimo wszystko nie uważam, że budżet PKP PLK jest stracony, ale jego wykonanie będzie wymagać wysiłku – w końcu zasoby są ograniczone, inwestycje polegają głównie na modernizacji linii, co będzie się wiązało z zamknięciami ruchu. Będzie też duży problem z logistyką, nie da się zgromadzić wcześniej wszystkich materiałów – przede wszystkim kruszyw – jak by chciał zamawiający. To będzie wąskie gardło.

Reklama
Reklama

Jak Budimex będzie się rozwijać w segmencie energetycznym?

Duże tematy zostały już de facto rozdane. Bardzo ubolewamy, że anulowano przetarg na budowę bloku w Puławach – taka wola zamawiającego, ale można było to zrobić dużo wcześniej i oszczędzić nam kosztów.

Będziemy się koncentrowali na mniejszych projektach, rzędu 100–150 mln zł, jak np. budowa turbozespołu parowego w Krakowie dla Tamehu. Interesują nas również spalarnie, uczestniczymy w postępowaniu w Warszawie.

Energetyka to także linie przesyłania gazu i energii. Czekamy, aż PSE zmieni warunki realizacji kontraktów, bo dotychczasowe zapisy były skrajnie niekorzystne dla wykonawców, zrzucając na nich praktycznie całe ryzyko.

Chcemy także realizować projekty zagraniczne. Niebawem rozpoczynamy budowę spalarni na Litwie za 178 mln euro.

Reklama
Reklama

Jest stereotyp, że polskie firmy z zagranicznymi właścicielami branżowymi nie będą mieć dużego pola do popisu, jeśli chodzi o ekspansję zagraniczną. Jak to wygląda w przypadku Budimeksu?

Hiszpański Ferrovial ma 55 proc. akcji Budimeksu, spółki notowanej na GPW. Jest głównym, ale nie jedynym akcjonariuszem. Ferrovial stawia nam pewne wymagania, ale tak samo inwestorzy instytucjonalni, fundusze. Akcjonariusze są nastawieni na to, by nasza spółka rosła, a ekspansja zagraniczna musi być realizowana w krajach przewidywalnych ekonomicznie, prawnie itd. To oznacza, że nie możemy się interesować rynkami z potencjałem, ale i mniejszą stabilnością, jak Ukraina czy Rosja – zresztą jako zarząd specjalnie nie widzimy Budimeksu w tych krajach. Dziś szansę na ekspansję projekt po projekcie widzimy na Litwie, Łotwie, Słowacji i w Czechach. Niemcy to rynek duży, ale przy dzisiejszych poziomach rentowności trudno tam zarobić.

Uważam, że szanse na szybszą ekspansję mamy w segmencie usługowym niż budowlanym. Nasza spółka joint venture z Ferrovialem – FB Serwis – szybko się rozwija, przejmuje kolejne podmioty i dziś zmierza w kierunku 300 mln zł rocznego przychodu.

Budimex musi dywersyfikować działalność, bo inwestycje infrastrukturalne realizowane z wykorzystaniem finansowania unijnego wkrótce się skończą. Rynek budowlany skurczy się o 20–30 proc., nie będzie już tak wielkich wartościowo pojedynczych prac. Już dziś nabieramy doświadczenia przy realizacji małych projektów, o wartości 5–10 mln zł.

Jakie są plany dla Budimeksu Nieruchomości? Czołowi deweloperzy windują sprzedaż, a wasza spółka trzyma stabilny poziom.

Reklama
Reklama

X

Sprzedaż jest pochodną takiego a nie innego banku ziemi. Uzupełniamy zasoby, ale działamy ostrożnie i racjonalnie. Realizujemy tyle, ile uznajemy że warto. Czy ktoś wie, czy firmy, które dziś pompują banki ziemi, dobrze na tym wyjdą za parę lat?

Jesteśmy długoterminowym graczem, przy zakupie ziemi poza ceną liczy się termin uruchomienia budowy.Poza tym duże projekty deweloperskie wymagają dłuższego czasu na ich przygotowanie..

Uważam, że sprzedaż rzędu 1,5-2 tys. lokali rocznie to dobry poziom, jeśli można go stabilnie utrzymywać. Nigdy nie chcieliśmy być numerem jeden w branży. Bycie gwiazdą dwóch, trzech sezonów to nie nasza filozofia. Myślę, że jeszcze przez dwa lata nie powinno być dużych problemów na rynku mieszkaniowym, ale ceny działek i wykonawstwa idą w górędramatycznie. Poza tym wielu nabywców kupuje mieszkania jako lokatę kapitału, alternatywę w stosunku do lokat bankowych, więc kiedyś pieniądze się skończą. Za jakieś dwa lata rynek się ostudzi i przyjdzie weryfikacja na firmy działające racjonalnie i tych, którym wydaje się,że biznes deweloperski jest prosty i każdy może się nim zajmować.

CV

Dariusz Blocher jest absolwentem Politechniki Częstochowskiej. Z grupą Budimeksu związany jest od 2002 r., kieruje nią od 2009 r. Wcześniej odpowiadał za sprzedaż Pepsi Co. w Polsce. W tym roku był nominowany do nagrody „Byki i Niedźwiedzie" w kategorii prezes roku.

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Reklama
Reklama