Na giełdach pogłębiają się spadki, WIG20 spadł przez miesiąc o 41 proc. i jest blisko najniższego poziomu od lipca 2003 r. Co dalej?
Dramatyczne na polskim rynku jest to, że jest notorycznie słabszy na tle zagranicy, nie było u nas hossy od ponad dekady z wyjątkiem chwilowych wzrostów. Na GPW było tanio i wydawało się, że może zacząć niebawem odrabiać straty, ale wirus odebrał wszelką nadzieję, w trudnych warunkach nasze indeksy spadają jeszcze mocniej. Uwidacznia się u nas brak płynności, jeszcze bardziej niż na innych rynkach, bo nie ma teraz dużych obrotów na większości spółek. Wycofują swoje środki nawet klienci, którzy przetrwali najgorsze jak się wydawało lata. Kolejna kwestia to strukturalny problem GPW, czyli duży udział branż takich jak banki i energetyka a brak sektorów sektorów eksponowanych na długoterminowe makrotrendy.
W piątek było odbicie, ale dzisiaj znowu duże spadki. Jest szansa na odbicie?
Rynki są w stanie paniki. Musimy odczekać 1-2 tygodnie czy sytuacja gospodarcza się unormuje, być może jesteśmy w przededniu dużego kryzysu. Szybkiego odbicia notowań się nie spodziewam, rynki muszą się przekonać, że sytuacja jest pod kontrolą. Po tak gwałtownych i głębokich spadkach jak ten powrót do wzrostów nie trwał miesiąc-dwa, ale co najmniej trzy—cztery kwartały. Trudno ocenić co rynek dyskontuje, bo zmienność jest ogromna. Spadki głównych indeksów o ponad 10 proc. pokazują, że rynki nic nie wiedzą, skala emocji jest zbyt duża. Jednak pewną wskazówką może być to co działo się na przełomie lat 2011/2012 przy okazji kryzysu zadłużeniowego strefy euro, obecnie indeksy są na takich poziomach jak wtedy, a w krajach rozwiniętych wzrost gospodarczy spowolnił z poziomu ok. 3 proc. do 1 proc.
Banki centralne tną stopy i zwiększają płynność. To dobry sposób na ratunek?